Co mnie wkurza w Kenii?

Spędziłam już w Kenii w sumie ponad dwa lata. Przez ten czas stała się ona prawie moim drugim domem – poza Polską to kraj, w którym mieszkam najdłużej. Na początku musiałam się do wielu rzeczy przyzwyczaić, wiele zaakceptować, sporo polubiłam, niektóre pokochałam. Potem, kiedy po pierwszym roku wróciłam do Europy, przeżyłam odwrotny szok kulturowy. Ale mimo wszystko nadal niektóre sprawy mocno mnie wkurzają. A nawet wkurzają tym bardziej, im dłużej tu jestem. Co takiego irytującego spotyka mnie w Kenii?

Hakuna matata

1. Kup mi wodę
Niby takie niewinne zdanie, chociaż jakby ktoś obcy na polskiej ulicy tak do was powiedział, to pewnie byłby bezdomny lub naprawdę ubogi. Takiej osobie od razu kupiłabym coś do picia i na pewno nie byłby to alkohol. W Kenii też.

To samo zdanie wypowiedziane przez kenijskiego policjanta lub żołnierza w czasie rutynowej kontroli drogowej nabiera zupełnie innego znaczenia. Taki typ zatrzymuje mnie, ogląda auto z każdej strony, przypatruje się każdej naklejce na szybie (ubezpieczenie, licencja na radio, licencja samochodu z wypożyczalni), sprawdza prawo jazdy, apteczkę, wyraźnie szuka dziury w całym. Nie znajduje nic, do czego mógłby się przyczepić. Mimo to zaczyna pogawędkę, mimochodem rzucając powyższe zdanie. W tym przypadku nie znaczy ono wcale, że policjantowi chce się pić. On po prostu wymusza łapówkę. Dawniej drogówka pomagała obywatelom, którzy coś na drodze przeskrobali. Dzisiaj bezczelnie domagają się pieniędzy od każdego.

W takim przypadku nie wolno ulegać. Jak ktoś kupi wodę raz, to na każdej kolejnej kontroli będzie zatrzymywany i proszony o kolejne butelki. Dlatego lepiej grzecznie odmówić. A jeśli policjant naciska to równie bezczelnie odpowiadam mu, że jestem zmęczona, jest gorąco i może on kupiłby mi wodę. Póki co skutkuje to tym, że kontrolujący tym władczym tonem nakazuje mi jechać dalej.

Korupcja w Kenii

2. Prom w Mombasie
Mombasa to jeden z największych portów w Afryce, co jest dla miasta zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Nie znoszę, nienawidzę, nie trawię przeprawy promowej z południowego wybrzeża do miasta. To zazwyczaj jakiś koszmar, szczególnie ostatnio. Teoretycznie zarząd przeprawy ma do dyspozycji pięć promów. W praktyce co chwilę się one psują, skutkując tym, że w najgorszym wypadku pływa tylko jeden. Albo pływa kilka ale rampę nagle blokuje zepsuta ciężarówka. Albo taka, której niedoświadczony kierowca nie umie wjechać na prom i ześlizguje się do wody. albo taka, która nie ma dość mocy by podjechać pod górkę. Jaki efekt? Niekończące się kolejki!

Najgorsze jest to, że nie ma żadnej zasady, kiedy tworzą się większe kolejki, a kiedy bywa w miarę dobrze. Czasem wyjeżdżam do Mombasy o ósmej rano i czekam tylko kilkanaście minut, innym razem o tej samej porze trafiam już na ponad godzinny ogonek. Albo się ma szczęście, albo nie.

Jeszcze bardziej irytujące są te wszystkie samochody, które wciskają się bez kolejki. Stoi człowiek w ogonku trzy godziny, a tu nagle pojawia się cwaniak, daje strażnikowi 100 szylingów i wpycha się na chama. Mam wtedy ochotę obić i porysować mu karoserię! Ale nic nie zrobię, no bo co? Z tego powodu chociaż do Mombasy mam jedynie 35 kilometrów, staram się tam jeździć najrzadziej jak mogę.

Kolejka na prom

3. Strażnicy na bramie
Względy bezpieczeństwa sprawiają, że przy wjeździe do hoteli czy centrów handlowych stoją strażnicy kontrolujący wjeżdżające auta. Nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś zajrzał mi do bagażnika czy przypadkiem nie próbuję przemycić bomby, kałacha czy granatnika. Sęk w tym, że naszym strażnikom sprawdzanie samochodów nierzadko idzie wyjątkowo opornie. Poooooruuuuuuszaaaaaająąąąąąą sięęęęęę przyyyyyy tyyyyyym jaaaaaak muuuuuchyyyyyy w smooooooleeeee…

W dodatku uwielbiają sobie ucinać nic nieznaczące pogawędki. Ot tak, bez konkretów. Podjeżdżam pod bramę hotelu spiesząc się na spotkanie i witam się grzecznie.
– Dzień dobry!
– Dzień dobry, proszę pani. Jak się masz?
– Świetnie, dziękuję!
– Gorąco, prawda?
– Tak, gorąco. Wpuścisz mnie?
– Tak, tak! Dawno cie nie widziałem, co słychać?
– Wszystko świetnie, ale wpuść mnie juuuuuuuuuuż… – Litości!

Czasem gadają chyba tylko po to, żeby coś powiedzieć. Któregoś razu wyjeżdżając z hotelu dojeżdżam do szlabanu.
– Dzień dobry – zagaduje strażniczka. – Wyjeżdżasz?
– Nie, – nie wytrzymuję patrząc na kierunek samochodu wyraźnie pokazujący, że próbuję w tej chwili opuścić hotel. – Właściwie to wjeżdżam.
– Ale jak to?

Policjant

4. Pięciominutowe powitanie
W języku suahili nie istnieje coś takiego, jak dzień dobry. Standardowe powitanie brzmi na przykład habari?, co w wolnym tłumaczeniu oznacza jakie wieści?. Standardowa odpowiedź brzmi nzuri czyli dobrze. Potem można zapytać się, co słuchać u naszego rozmówcy. U niego też nzuri i super. Najchętniej przeszłabym w rozmowie do rzeczy ale w Kenii tak się nie da. Po nzuri następuje cała litania:
– Wszystko u ciebie w porządku?
– Jak się miewa żona? Mąż?
– Co słychać w pracy?
– Jak tam dzieci w szkole?
– W domu wszystko w porządku?
– Jak ci się żyje?
– Co słychać u kota?

I tak przez co najmniej pięć minut. Oczywiście wszystko jest dobrze, świetnie i super bo inaczej nie wypada odpowiedzieć. Planuję nagrać taki dialog i przy każdym powitaniu odtwarzać to nagranie. Zaoszczędzę sobie gadania :)

Bez pośpiechu

5. Bez pożegnania
O ile kenijskie powitanie trwa wieki, to pożegnania mogłoby wcale nie być. Szczególnie przez telefon. Zakończenie rozmowy telefonicznej jest z reguły gwałtowne i niespodziewane. Jeśli kończymy, w mniemaniu mojego rozmówcy, jakiś temat, on po prostu się rozłącza. Bez żadnego cześć, do usłyszenia czy nawet pocałuj mnie w nos. Co z tego, że ja chcę jeszcze coś dodać albo może mam jeszcze jedną sprawę do przedyskutowania. Zaczynam mówić do słuchawki, a po chwili słyszę w niej to wredne pip, pip, piiiip. Strasznie głupie uczucie, takie gadanie w pustkę. Nosz do jasnej anielki! Muszę po raz kolejny dzwonić, żeby dokończyć myśl.

Zastanawiam się, czy Kenijczycy po prostu tak bardzo męczą się już przy powitaniu, że na pożegnanie brakuje im siły?

Rozmowa przez telefon

6. Rząd posprząta
Ileż razy słyszę od ludzi przyjeżdżających do Kenii, że to piękny kraj, ale dookoła pełno śmieci i brudno. Ileż razy zdarza mi się widzieć pustą butelkę po wodzie wyrzucaną przez okno przejeżdżającego samochodu przez jakiegoś miejscowego. Ile pustych, podartych plastikowych torebek ląduje codziennie na ziemi. Ile śmieci wala się dookoła domów… Zaskakujące jest to, że w domach najczęściej wszystko wysprzątane na błysk, ale w obejściu chlew. Wiele razy pytałam znajomych, skąd się to bierze i czy im ten syf dookoła nie przeszkadza.

Oczywiście, że przeszkadza! A jakże! A na pytanie, czemu nikt nie dba o porządek odpowiedź zawsze jest jedna: płace podatki, to rząd jest od tego by sprzątać. Przyznaję się, że nie potrafię pojąc tego rozumowania, a jednocześnie nie umiem przetłumaczyć ludziom, że porządek w okolicy zaczyna się od nich samych. Jeśli jadę z kimś samochodem nie pozwalam mu wyrzucić pustej butelki przez okno. Ale niewiele to pomaga…

Zakaz śmiecenia

7. Jambo, jambo bwana
Jaka jest najbardziej znana piosenka kenijska? Tak, ta o powitaniu gości w tym pięknym (choć nieco zaśmieconym – o czym utwór nie wspomina) kraju. . Już samo hakuna matata czyli nie ma problemu powtarzane dziesiątki razy dziennie przez każdego może skutecznie się znudzić, a jeszcze ta piosenka… Ma ją w programie zespół animacyjny każdego hotelu. Słychać ją wszędzie tam, gdzie są turyści. A mi już uszy więdną :)

Rejs łódką o zachodzie słońca. Lekki drink, jakieś przekąski. Lekki wiaterek. Nastrojowa muzyka na żywo. Potężne baobaby oświetlone pomarańczowymi promieniami słonecznymi. Przyjemna atmosfera, relaks. Na początku rejsu mówię do znajomych:
– O jak dobrze, można posłuchać pięknej kenijskiej muzyki. Mam nadzieję, że nie zepsują nastroju śpiewaniem jambo…
Rejs mija spokojnie, przyjemnie. Dopływamy do miejsca, w którym zatrzymujemy się podziwiać moment zachodu słońca. Ognista kula chowa się za horyzontem. Za plecami słyszę znajome dźwięki… Jambo, jambo bwana….

Cały nastrój diabli wzięli!

Ten, kto był w Kenii, na pewno wie, o jaką piosenkę mi chodzi. Ten, kto nie był… słuchacie na własną odpowiedzialność ;)

a
Też tak macie, że uwielbiacie jakieś miejsca, ale są rzeczy, które mimo wszystko strasznie Was tam irytują? A może raczej jak już miłość, to na całego? Byliście w Kenii? Może wkurzało Was tu jeszcze coś innego?

Przewodnik po KeniiPrzewodnik po Kenii
Wybierasz się na wakacje do Kenii? W przewodniku, który napisałam, znajdziesz dużo ciekawych informacji o kenijskiej faunie i florze, oraz o tym jak spędzić tu czas na urlopie. Kliknij tutaj i kup :)

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

77 komentarzy

  1. Ja mam tak z Bułgarią. Uwielbiam ten kraj, ale pety w pisaku na plaży i mentalność Bułgarów na czele z wcale nie stereotypowym naciąganiem turysty na wszystko i kiedy tylko można odbiera mi czasami przyjemność pobytu tam.

  2. Ach ten prom, masakra, Mnie jeszcze wkurzało pole, pole .

  3. MigafkaFoto pisze:

    Kenia, to zdecydowanie kraj egzotyczny dla mnie, ale kraj to nie tylko piękny pejzaż ale przede wszystkim tubylcy. Dziwna ta ich mentalność , może wkurzyć nawet największego miłośnika egotycznych podróży.
    Pozdrawiam ciepło ;)

    • Ewa pisze:

      Jakbym tu tylko podróżowała to pewnie nie wkurzałoby mnie to tak, bo przecież inna mentalność, inne podejście do życia… Ale jak się tu mieszka tona dłuższa metę mimo wszystko do niektórych rzeczy nie umiem się przyzwyczaić :)

  4. Mnie by chyba najbardziej irytował punkt 6 !

  5. Chętnię posłucham dialogu powitania …bezinteresowne bycie ciekawskim też mi coś! :-)

  6. Michał Cizio pisze:

    Licencja na radio? A z tą wodą, to mi się przypomniały kontrole autokarów na granicy serbskiej. Jak nie podeszłaś od razu z wodą albo sokiem dla celników, to nie miałaś co liczyć na szybką odprawę. Ja się wziąłem na sposób i w Czechach lub na Słowacji kupowałem piwka, z którymi od razu podchodziłem do budek. Jak tylko je widzieli, od razu wszystkie pieczątki dostawałem, raz dwa i odprawa autokaru na granicy nie trwała więcej jak 5 minut. Kierowcy mnie za to uwielbiali :P

  7. polegytravels pisze:

    No oczywiście, że tak :) W każdym miejscu znajdą się jakieś wady a mimo to, chce się tam wracać, mieszkać. Piosenkę Jambo znam z lekcji suahili :) Zawsze było dla mnie nieasmowicie ciekawe właśnie jak w tym języku ludzie się witają. Te różnice kulturowe które widać w samym języku. Mam nadzieję kiedyś pojchać również do Kenii :)

    • Ewa pisze:

      Polecam, warto! Gdzie były te lekcje suahili, w Polsce?

      • polegytravels pisze:

        Lektorat na Uniwersytecie Warszawskim :) Można uczyć się na wydziale afrykanistyki, albo na lektoratach, ja wybrałam drugą opcję.

        • Ewa pisze:

          Oooo, i jak Ci się podoba ten język? Moim zdaniem ładnie brzmi ale gramatyka jak dla mnie jest strasznie skomplikowana :)

          • polegytravels pisze:

            Brzmi fantastycznie :) Gramatyka wydała mi się łatwiejsza niż wielu innych języków. Największa trudność jednak to przestawić się na fakt, że to język aglutynacyjny i wszystkie prefiksy, sufiksy trzeba łączyć w jedno słowo… Można się pogubić ;) No i klasy rzeczowników mnie przerastają, nigdy nie zapamiętam który do jakiej należy klasy. Ale gramatyka ma swoją logikę :) Z kolei słownictwo jest dla nas zupełnie nowe i ciężej mi je zapamiętać :(

            • Ewa pisze:

              Język aglutynacyjny – wow, trudne słowo :) Faktycznie te prsfiksy, infiksy i to wszystko mnie rozbraja… nie umiem zapamiętać wszystkiego na raz, co do jakiej klasy rzeczownika pasuje. Dlatego jest to dla mnie trudny język. Jak mam jeden temat na tapecie to okej, zapamiętuję i jest to dość logiczne wszystko ale potem jak mam czasownik i muszę dołożyć te wszystkie dodatki na raz – to jeszcze się gubię. Za to mniejsze mam problemy z zapamiętaniem, do której klasy należy dany rzeczownik, staram się od razu uczyć liczby pojedynczej i mnogiej i jakoś idzie :) Ze słownictwem mam o tyle łatwo, że dookoła wszyscy mówią w suahili. Chociaż z drugiej strony to nie jest to czysty język tylko większość używa tzw. sheng, czyli mieszanki suahili, angielskiego i slangu. Ale uparłam się, więc się nauczę :D A Ty już swobodnie mówisz w suahili?

              • polegytravels pisze:

                Niestety nie :( I musiałam zakończyć na razie naukę. Bardzo mi się podobał ale później zaliczyłam wymagany poziom (A1), zrobiłam wszystkie obowiązkowe zajęcia językowe. A później przerzuciłam się na arabski, poza tym sama studiuję inną filologię więcj już na suahili nie było czasu. Ale zawsze z sentymentem myślę o tym języku, mam nadzieję kiedyś kontynuowac nauke :) Faktycznie z osłuchaniem może być ci łatwiej jeśli mieszkasz w Kenii, to chyba najlepsza forma nauki :) Powodzenia w dalszej nauce! :)

              • Ewa pisze:

                Dzięki! jak wrócisz do nauki to możemy się na konwersacje umowić :D

  8. Agggga pisze:

    Mieszkałam w Kenii 3 miesiące ….piękny kraj ale zupełnie inna mentalność mieszkańców…

  9. KatKa pisze:

    Dorzuciłabym jeszcze drogi… Dziura na dziurze, aż Twój mózg skacze razem z całym samochodem. Po takiej podróży musisz jeszcze pół godziny dochodzić do siebie :) A z butelką wody radziłam sobie w bardzo prosty sposób: po prostu dawałam im butelkę wody, której zawsze miałam zapas w samochodzie :P

    Ale i tak kocham ten kraj i mam nadzieję, że niedługo będę “narzekać” jako jego mieszkanka :)

    • Ewa pisze:

      Hahah o tak, te dziury… jak ktoś w Polsce narzeka na drogi to serdecznie zapraszam do Kenii :) Gdzie zamierzasz się osiedlić? Jakbyś w najbliższych miesiącach była w okolicach Diani to możemy się umówić na drinka :)

  10. Nie wyobrażam sobie rozmowy przez telefon, która nagle się kończy bez słowa. Brak kultury przede wszystkim.

  11. O tak, ogólnie wszyscy mieszkańcy Afryki często sprawiają wrażenie jakby niemieli co robić z czasem wolnym, albo mieli go aż nadto, na początku jest to nawet zabawne… Z czasem robi się bardzo męczące. niektóre punkty dość zabawne patrząc na to postronnych inne bardzo smutno mając na uwadzę jak turystyka zepsuła tak piękne miejsce. Ale tak to już niestety jest. Super wpis, bardzo przyjemnie się go czytało.

    • Ewa pisze:

      Dzięki! Taka mentalność, ludzie żyją i cieszą się dniem dzisiejszym i tym, co mają. Powoli, po co się spieszyć, wszystko w swoim czasie… :)

  12. Joanna pisze:

    Dla mnie Szkocja była takim miejscem. Uwielbiam ją, życie tam mija przyjemnie, ale. No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Chyba nie da się żyć w jakimś miejscu i nie dostrzegać problemów czy dziwności, tym bardziej, jeśli pochodzimy z innego miejsca. A sama Kenia wciąż jawi mi się jako miejsce bardzo odległe, a niektóre problemy są tak dobrze znane.

    • Ewa pisze:

      Jakie “ale” są w Szkocji? :) Masz rację, dla miejscowych różne rzeczy mogą być oczywiste, dla przyjezdnych różnice od razu rzucają się w oczy :)

  13. Poległem z tym ich przywitaniem. Ciekawe jakby sobie poradzili jakby mieli tak jak my kiedyś w Erze: “5 pierwszych sekund za darmo” A tak poważnie, to wszystko pokazuje, jaki oni mają stosunek do czasu. Powiedzenie, że my mamy zegarki a oni czas ma tutaj sens :)

  14. Marta pisze:

    Jeeeeeeeejjjuuuuu ZABIŁABYM!!! :D Takie są właśnie te cholerne malutkie minusy mieszkanie na emigracji, które powtarzane każdego dnia wkurzają na maksa. Jak mieszkałam na Filipinach chciałam zabić każdego dnia sprzątaczkę, która przychodziła sprzątać klatkę i ZAWSZE patrzyła 5 minut prosto do nas do pokoju (niestety miała taką możliwość przez małą szczelinę) aż do momentu, kiedy otworzę oczy i powiem jej dzień dobry. WRRRRR!

  15. Kilka miesięcy temu pisałam o rzeczach, do których nie mogę się przyzwyczaić w Australii. Kilka komentarzy: jak Ci się nie podoba, wracaj do Polski… haha też takie miałaś? :) Trzeba wszystko kochać na emigracji i w żadnym wypadku nie pisać o tym co Ci się nie podoba :)

    • Ewa pisze:

      Nie, nie spotkałam się z takimi komentarzami :D Natomiast nie bardzo rozumiem jak można mieć klapki na oczach i idealizować (dowolny) kraj, w którym się mieszka. Nic nie jest idealne :) Więc czemu by o tym nie pisać, w końcu to pokazuje jakieś różnice kulturowe :)

  16. Uśmiałam się jak to czytałam, ale domyślam się, że takie obyczaje mogą być na maksa upierdliwe w codziennym życiu;) Co do powitań, też nie lubię takiego “how are you?” w NZ, i tak nie wypada odpowiedzieć nic innego niż spoko, super, okej, nawet jak ma się zły dzień. Takie zagajanie na siłę ;p
    Co do pożegnań kenijskich to masakra! Ale to musi być irytujące..

    • Ewa pisze:

      No właśnie! Takie “co słychać?” ale wiadomo, że rozmówcy wcale nie obchodzi, co słychać. Z drugiej strony w Polsce nierzadko jak się spytać “co słychać?” to zaraz leci litania narzekania… już nie wiem, co lepsze hahhaha :)

  17. Magda Kajzer pisze:

    Co kraj, to obyczaj…. i nie zawsze miły, co zrobić.

  18. Peter pisze:

    Fajnie opisalas, rzecywiscie te pare spraw tam jest .. hm. po jakies czasie irytujace.. w Kenii.. :) Wiem bo mieszkalem tez tam rok.. Ale , no coz.. ” pole pole “.. i wtedy.. w zasadzie bedzie nzuri i hakuna matata.. Sawa ..?

    Pozdrawiam…:)

    • Ewa pisze:

      Tylko czasem ciężko o hakuna matata kiedy jestes ogniwem między Europejczykiem, który chce szybko i natychmiast a Kenijczykiem, który robi pole pole ;)

  19. Justyna Kloc pisze:

    Jak bylam w Kenii to w pociagu z Mombasy do Nairobii na jednym z wielu dlugich przystankow jakis koles, z ktorym akurat gadalam o tym jak sie Kenia rozwija i czego w niej brakuje etc., wyrzucil przy mnie butelke na ziemie. Zapytalam sie go dlaczego to zrobil to na poczatku w ogole nie wiedzial o czym mowie. Strzelilam mu wtedy dosyc dluga gadke o tym jak to w Europie sie nie wyrzuca smieci na ulice i jezeli chce on zeby Kenia tak sie rozwinela jak kraje Europejskie to musi zaczac zmieniac swiat od siebie :) Chyba podzialalo (przynajmniej na chwile) bo podniosl butelke i obiecal ze wyrzuci ja do smieci. kazalam mu takze powtarzac te same argumenty znajomym :)

  20. Ewo, umierałam ze śmiechu w punkcie drugim :D Doskonale rozumiem Twoją irytację i choć już nabyłam sporej odporności na czekanie w krajach, gdzie autobus “jak przyjedzie to będzie”, to w tym wypadku chyba sama zaczęłabym się wkurzać ;)
    Z takich wkurzających rzeczy, to mogę powiedzieć, co mojego męża ostatnio zirytowało (ponieważ mnie jeszcze nie zdążyło) – pytania Nowozelandczyków. Tak samo jak Kenijczycy, oni również mają swoją listę, którą realizują za każdym razem, gdy spotykają turystę. Dla mnie było to urocze, więc z nas dwoje to ja zostałam oddelegowana do nawiązywania pierwszego kontaktu ;)

    • Ewa pisze:

      Urocze to może było przy pierwszych dziesięciu razach, potem już nie miałam siły za każdym razem na to wszystko odpowiadać, szczególnie, że wiem, że te pytania to tylko kurtuazja więc mojego rozmówcę guzik obchodzi, co odpowiem, a muszę odpowiedzieć, że wszystko dobrze :D

  21. Jacek pisze:

    Fajny tekst i już wiadomo czego się spodziewać w Kenii. Ja bym się tak nie denerwował jak co poniektórzy na mentalność ludzi zamieszkujących dany kraj ?. Mieszkając gdzieś na dłużej trzeba się po prostu wyluzować. i brac to chyba bardziej z przymrużenieniem oka.Przecież ich też na pewno denerwuje nasza polska mentalność i mówią że się dziwnie zachowujemy. Przykład z tym że w Europie nie rzuca się śmieci chybiony. Wystarczy pojechać do pięknej Italii. W Polsce nie lepiej , dużo chodzę pieszo i przyznam szczerze lasy mamy pełne śmieci?. Tylko u nas te śmieci rzuca sie bardziej dyskretnie. Trzeba by to inaczej wytłumaczyć ? . Kiedyś nocował u mnie podróżnik z Czech i miał długą liste zarzutów co do naszej mentalności. Ewa ja już wolę afrykańską radość i spontaniczność , niż nasze narzekanie przy byle okazji bo zawsze jest źle?. Jest też duża różnica jak idziemy pieszo np. z Ugandy do Rwandy 800 km każdy się uśmiecha , pyta jak leci i się wita. Idziesz przez Polskę mało kto się uśmiechnie a na prowincji to można nawet dostać jeśli się do kogoś uśmiechasz?.

    • Ewa pisze:

      Wiesz, artykuł jest trochę z przymrużeniem oka. Wkurzają mnie te rzeczy bo mam inne podejście do życia, inne wychowanie, inne spojrzenie na świat ale to nie znaczy, że nie szanuję i nie rozumiem. Chciałam tylko zwrócić uwagę, jak czasem drobne rzeczy, na które na co dzień nie zwraca się uwagi, mogą różnić się w zależności od kultury i zwyczajów :)

  22. Jacek pisze:

    wiem wiem :-) , bardziej odnosiłem się nawet do komentarzy pod tekstem. i temu napisałem też że tekst fajny :-)

  23. BeataRS pisze:

    O, tak…rytuały powitalne przyjemne przez tydzień…potem poczułam się “zjambowana” do reszty…Ale fakt – klimat i mentalność miejsca – na pewno łatwiej znieść temu kto przebywał tam krótko…
    Fajny blog i ciekawe opisy – mogę porównać swoje wrażenia stamtąd…

  24. Alina Ż pisze:

    Kurcze, jakbym była tam i policjant kazał mi kupić wodę to pewnie bym kupiła ;p Dobrze wiedzieć jak należy się zachować:) Czytałam kiedyś Białą Masajkę. przeczytałam chyba jej 3 książki. Bardzo mnie ciekawiła, dlatego zajrzałam akurat na taki post:) Chociaż od tamtego czasu pewnie mnóstwo się zmieniło.

  25. Ruda Aga pisze:

    hahaha :) stanęły mi przed oczami moje doświadczenia z Kenii. Któregoś razu chciałam wynająć matatu z kierowcą i pojechać razem z grupą przyjaciół do leżącego niedaleko Iten, gdzie mieszkaliśmy, Parku Rimoi. Często patrzyłam na położone w dole jezioro Kamnarok i w końcu postanowiłam zobaczyć je z bliska. W negocjacjach miał mi pomóc znajomy Kenijczyk. Dla mnie sprawa była jasna i prosta. Wiedziałam ile mogę zapłacić. Chciałam zapytać kierowcę wprost “za ile” i szybko ustalić cenę. Ale miałam się nie wtrącać, więc stałam z boku. Rozmowa odbywała się w suahili, więc nic nie rozumiałam. Panowie stali obok siebie, jeden zadał pytanie drugiemu, nie patrząc mu w oczy. Na co drugi coś mu odpowiedział, na co tamtem odburknął “eeeeeeee”. Potem ten drugi zadał jakieś pytanie pierwszemu i schemat się powtórzył. Wszystko trwało z dobre 15 minut. Myślałam, że mi para uszami wyjdzie ;) W końcu podali sobie ręce, uśmiechnęli się, tamten odjechał, a nasz przyjaciel powiedział, że wszystko załatwione. Wyprawa udała się wyśmienicie. Kilku naszych kenijskich przyjaciół po raz pierwszy w życiu widziało słonia. Na koniec wstąpiliśmy do wioski na lunch. Za 11 USD najedliśmy się do syta w 8 osób! :)

    • Ewa pisze:

      Tak to właśnie tam jest :D
      Jeżeli często jeździsz do Kenii to warto się nauczyć podstaw suahili. Język jest skomplikowany, ale dość szybko jesteś w stanie załapać, o czym mowa. Gorzej z poprawnym wysławianiem się ;)

      • Ruda Aga pisze:

        Jak jestem na miejscu, to zawsze kilka podstawowych zwrotów wpadnie w ucho, potem jest zapał by w Polsce faktycznie się pouczyć, a potem przychodzi codzienność, życie w pośpiechu i tak mija rok …

      • Ruda Aga pisze:

        Powiem Ci Ewo, że najpierw miałam rozpisaną podróż po kenijskim wybrzeżu. Potem po przeczytaniu Twoich wpisów o Zanzibarze, już przearanżowałam całą wyprawę w głowie. Ale potem trafiłam ponownie na Lamu i inne zakątki kenijskiego wybrzeża i znowu w głowie mi huczy. Lecimy już za 2 tyg, najpierw na pewno na miesiąc do Iten, a potem właśnie miał być tydzień nad oceanem, a ja cały czas się waham co wybrać… wrrr… za duży i za ciężki wybór ;)

  26. Olka pisze:

    Hej, może ktoś z to obecnych pomoże bo w necie cisza. Wybieram się do Kenii i trapi mnie informacja dotycząca wwozu reklamówek. Zgodnie z obecnie obowiązującym prawem jest całkowity zakaz. Czy możesz coś podpowiedzieć jak to wygląda w realu? Czy nie można mieć nic nawet w bagażu głównym. Wybieram się samodzielnie i zawsze pakuję rzeczy do wewnetrzego worka na śmieci i jeszcze w reklamówki by przetrwały włóczęgę. Czy może macie pomysł czy można plecak owinąć na czas lotu w folię strecz czy to też odpada. Nie mam ochoty płacic 40 tys kary..

    • Ewa pisze:

      Zakaz jest całkowity. Niestety nie wiem, jak to działa w praktyce dokładnie. Lecąc niedawno z Amsterdamu przez Nairobi na Zanzibar, jak robiłam w Amsterdamie małe zakupy i pani zeskanowała mi kartę pokładową, widząc, ze lecę do Nairobi, od razu powiedziała mi, że nie daje mi torebki foliowej. Jak dolecieliśmy do Nairobi, personel pokładowy ogłosił, że wszystkie osoby, które w Nairobi wysiadają i nie lecą dalej poza Kenię powinny zostawić plastikowe reklamówki na pokładzie. Czy sprawdzają bagaże? Tego niestety nie wiem…

  27. Joanna pisze:

    Pani Ewo. Wróciłam własnie z Kenii. Jadąc tam wiedziałam że to inny kraj, inna mentalność ludzi i ich podejście do codziennego życia.
    Pisze Pani o butelkach plastikowych wyrzucanych gdzie popadnie. Sami byliśmy światkami jak tubylcy raniutko biegają nad brzegiem oceanu i po opróżnieniu butelki pozostawiają je na piasku. Wywiązała się nawet między nami dyskusja co możemy zrobić aby
    ,, POSPRZĄTAĆ KENIĘ”. Co jeszcze- nie ma pojemników – koszy na śmieci .Może to jest też przyczyną pozostawiania śmieci gdzie popodnie.

    • Ewa pisze:

      Kenia zrobiła ostatnio wielki krok w stronę ekologii, zakazując zupełnie używania jednorazowych torebek plastikowych. niestety nie byłam od tamtej pory w tym kraju więc nie wiem, co się zmieniło. Ja myślę, że przede wszystkim trzeba pracować nad zmianą mentalności.

  28. agata pisze:

    Ewa jak bedziesz w Nairobi to pisz , mieszkam tu i chetnie sie spotkam jak masz chwilke

    pozdrawiam

  29. pawel pisze:

    Witaj, nie znam zapewne tak dobrze Kenii jak Ty, byłem tam ledwie kilkanaście razy, zresztą podobnie jak w innych krajach Afryki na wschodnim i zachodnim wybrzeżu. Zauważyłem jedną cechę, ludzie są egoistyczni okropnie wściekli bez powodu, zabijali by (mam nadzieje że tylko słownie) za drobne różnice kulturowe, nienawidzą innych za przekonania czy inność jakakolwiek by nie była. Chcą zmieniać cały świat gdziekolwiek nie są na swój tak daleki od ideału a i normalności wzór. A zaraz coś mi się pomyliło , zacząłem pisać o Polsce a miałem o Kenii  (a na dowód powyższe zdania, wiem że pisane w dobrej wierze i na pewno pozytywnych rzeczy jest więcej które wynosimy z wizyty TAM, acz mimo wszystko jak łatwo przychodzi na pisać „nienawidzę”)

    a tak o Kenii, oczywiście wiele razy wkurzałem się czekając na prom, na pole pole(wolno wolno), bara bara (drogi) oczywiście też i na to ze 100 km jedzie się czasem 3 godziny z czego 2 w stanie walki z grawitacją bo samochód podskakuje. Tyle że nigdzie się nie spieszyłem.. więc na co się wściekałem? może na siebie – dopiero później sobie to uświadomiłem. Widoki, uśmiech mieszkańców, ich ślamazarny tryb życia pozwala owe życie bardziej doceniać.
    To chyba nie było w Kenii a w dużo biedniejszym miejscu, gadałem z lokalnym przewodnikiem, który jak to w Afryce był ubrany w resztki koszulki i generalnie żył za 20 dolarów miesięcznie. Powiedział ciekawe zdanie ze poznał wielu białych i to bardzo nieszczęśliwi ludzie, maja wszystko poza uśmiechem i ciągle gdzieś pędzą.
    Może moja opinie jest stronnicza bo zakochany w Afryce spędzam tam każdą wolną chylę, a mam nadzieje ze będę spędzał każdą ale warto czasem odrzucić co nas wkurza i zastanowić się czy to że nas wkurza nie wkurzać nas powinno bardziej.

    • Ewa pisze:

      Pięknie powiedziane. Mój tekst był pisany z przymrużeniem oka. Ale nic nie jest idealne. Ani życie w Kenii, ani w Polsce – wszystko ma swoje dobre jak i złe strony i często zależy od nas samych. Bo jak ktoś chce zwolnić i cieszyć się życiem, to i w Polsce moze to zrobić (sama właśnie tego doświadczam :) ) Pozdrawiam!

  30. pawel pisze:

    oczywiście masz rację, bo jak mówi pewien film “nie ważne by wyjechać , ważne by coś z nas wyjechało” (frg. f. Rezerwat).
    a odpowiadając na powyższe pytanie odnośnie zakazu używania foliowych torebek , Mombasa, Diani czy Watamu obecnie jest bardzo czyste, nie spotkasz już śmieci wzdłuż drogi czy na bazarkach, nawet targ rybny który zapewne znasz przy przeprawie promowej jest od nich wolny, trochę przypomina to gambie w tzw. dzień “operation clean the nation”.

    • Ewa pisze:

      To wspaniale słyszeć! Na to liczyłam. Co do gambijskiej operacji to słyszałam o niej sporo dobrego, ale podobno już się skończyła… choć nada jest naprawdę czysto :)

  31. Robert pisze:

    Na szczęście uciążliwości o których pisze Ewa nie są groźne, może trochę denerwujące. Oni mają bardzo fajne i bardzo trafne powiedzenie: Wy (np. Europejczycy) macie zegarki, a my mamy czas. To powiedzenie wiele spośród ich zachowań tłumaczy.

    • Ewa pisze:

      Tekst pisany był z przymrużeniem oka :) A tak zupełnie na serio, to powiedzenie (i ogólnie podejście do życia) to – moim zdaniem – tłumaczy też trochę, dlaczego w wielu krajach Afryki ludzie ciągle liczą na pomoc z zewnątrz.

  32. Kama pisze:

    Co zrobić by zamieszkać w Kenii.
    Czy dla polki bez zawodu są jakieś szanse na pracę. :)

    • Ewa pisze:

      Nie wiem, ale szczerze mówiąc, wydaje mi się, że może być ciężko. Chyba że Polka ma dużo pieniędzy, które może w Kenii zainwestować :)

  33. Pawel pisze:

    Hej Ewa, planuje wyjechać do Mombasy na 3 miesiące niedługo. Czy możesz mi powiedzieć jak z tymi wszystkimi chorobami i zarazami tam jest? Czy rzeczywiście można się obawiać malarii? Ludzie tez pisali, ze na plażach pełno jest pcheł i robali co mogą Ci zamieszkać pod skórą. Im więcej czytam tym bardziej się zniechęcam dlatego wole zapytać kogoś kto tam mieszka a nie przyjechał na tydzień.

    Pozdrawiam
    Paweł

  34. Maggie pisze:

    A mi sie marzy tam przeprowadzic na stale,ech moze kiedys sie uda?

    • Witek pisze:

      Też chciałbym tam pojechać na stałe i spędzić starość, gdzieś w okolice Diani. Ale nie znam angielskiego ani tym bardziej suahili. W szkole uczyłem się tylko rosyjskiego. Boję się, że nie przebrnę tych wszystkich procedur, nikogo tam nie znam, boje się, że zostanę oszukany. Nie mogę znaleźć żadnej agencji nieruchomości poza jakimiś luksusowymi ofertami domów po minimum 3 mln zł. I w ogóle nie wiem jak to wszystko zacząć. Jesteśmy z żoną już pod 60-kę i czasem do lekarza trzeba. Także same problemy i raczej na marzeniach się skończy.

  35. Irena pisze:

    Wolałaby poczytać o tym co w Kenii podobało się autorce. A tu trafiam na narzekanie na coś, co można spotkać wszędzie. Poza tym dwa lata to zdecydowanie zbyt mało, żeby poznać jakiś kraj i jego mieszkańców. Malkontenctwo autorki bije z każdego zdania. Taka natura? Pewnie tak, bo dla jednego szklanka jest zawsze do połowy pełna, dla drugiego do połowy pusta. Więcej optymizmu i radości życia życzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!