Gdzieś pomiędzy wspaniałą przeszłością a słonymi mokradłami

Patrząc na niewysokie, kolorowe domy starówki bez problemu wyobrażam sobie wspaniałą, kolonialną przeszłość miasta, ale jednocześnie uświadamiam sobie, że tamte złote czasy Saint-Louis minęły bezpowrotnie. Przyglądam się tym niemym betonowym świadkom lepszych czasów i nie wiem, czy bardziej czuję zachwyt nad atmosferą tego miejsca, czy też smutek spowodowany opłakanym jego stanem.

Saint-Louis

Kiedy w połowie siedemnastego wieku Francuzi przybyli na zachodnie wybrzeże Afryki, na swoją pierwszą bazę handlową wybrali niewielką niezamieszkałą wysepkę zwaną w lokalnym języku wolof Ndar, leżącą u ujścia rzeki Senegal do oceanu. Mieszkańcy, którzy osiedlili się tutaj w 1659 roku, nadali pierwszej francuskiej faktorii na zachodnim afrykańskim wybrzeżu nazwę Saint-Louis, czyli Święty Ludwik, chcąc w ten sposób uhonorować zarówno świętego Ludwika IX, kanonizowanego króla Francji, jak i panującego wówczas Ludwika XIV. Zadaniem ufortyfikowanej osady była kontrola wymiany handlowej wzdłuż rzeki Senegal. Szybko jednak, bo już w 1673 roku, została ona stolicą całej francuskiej kolonii.

Saint-Louis

Gdy zatrzymujemy się na obiad w niewielkiej, lokalnej knajpce poza centrum, serwującej przepyszne krewetki w sosie yassa, moją uwagę od razu przyciąga spory obraz, wiszący na jednej ze ścian. Przedstawia on elegancko ubraną kobietę o afrykańskich rysach twarzy, ale dość jasnej karnacji, stojącą na tle charakterystycznego mostu, łączącego wyspę Ndar ze stałym lądem. To jedna z signares – kobiet, które dość szybko zaczęły pełnić ważną rolę w rozwijającym się społeczeństwie Saint-Louis. Miały one mieszane, francusku-afrykańskie korzenie – takich ludzi nazywano tu Metysami. Stanowili oni śmietankę towarzyską miasta, mającą duży wpływ na gospodarkę regionu. Do dziś ciężko mi uwierzyć, że w tamtych czasach kobiety, w dodatku mieszane, mogły osiągnąć tak ważną pozycję społeczną.

Saint-Louis

Osiemnasty wiek należał właśnie do metyskiej burżuazji, która rozkwitała wraz z rozwojem samego miasta, stającego się jednym z wiodących portów handlowych Afryki subsaharyjskiej. Eksportowano stąd wosk pszczeli, skóry zwierzęce, ambrę, gumę arabską i – przede wszystkim – niewolników. Niektórzy badacze twierdzą, że do obu Ameryk wywieziono stąd więcej ludzi niż z będącej symbolem niewolnictwa wyspy Gorée. Kobiety zajmujące się tym handlem zdobywały coraz większy wpływ na gospodarcze, polityczne, społeczne i religijne życie miasta. Wykreowały przy tym specyficzną kulturę, opartą z jednej strony na szyku i elegancji, co doskonale widać po ubiorze kobiety na obrazie, i na ludowych zwyczajach z drugiej. Mówi się na przykład, że wiele z nich chętnie jadło palcami, siedząc na dywanie niż sztućcami przy stole.

Saint-Louis

Najlepsze czasy dla Saint-Louis nastały wraz z objęciem w 1854 roku przez generała Luisa Faidherbe stanowiska gubernatora kolonii Senegal. Przyczynił się on znacząco do rozwoju i unowocześnienia miasta, inicjując projekty modernizacyjne o dużej skali, takie jak zaopatrzenie mieszkańców w wodę pitną, budowa linii telegraficznej łączącej Saint-Louis z Dakarem, czy wreszcie konstrukcja mostu, który ułatwił przeprawę między wyspą Ndar a stałym lądem, dotychczas odbywającą się łodziami.

Saint-Louis

To właśnie ten most jest do dzisiaj dumą miasta, opisywaną przez wszystkie przewodniki i pokazywaną przez mieszkańców. Z biegiem lat narosło wokół niego kilka legend, z których najpopularniejszą jest twierdzenie, jakoby konstrukcję zaprojektował sam Gustaw Eiffel. Nie jest to prawdą, chociaż nazwisko inżyniera pojawia się w historii mostu – firma należąca do niego była bowiem jedną z dwóch, które brały udział w przetargu o zlecenie. Wygrała go jednak konkurencyjna spółka Nouguier, Kessler et Cie, która 14 lipca 1897 roku oddała do użytku metalowy most, łączący wyspę ze stałym lądem.

Saint-Louis

Przez most, nazwany na cześć gubernatora Mostem Faidherbe, przejeżdżamy kilkukrotnie, ale najładniej prezentuje się on z nabrzeża przy starówce, gdzie na betonowym murku siedzą miejscowi młodzieńcy. Ma on pięćset siedem metrów długości, dziesięć i pół metra szerokości i waży tysiąc pięćset ton. Składa się z ośmiu metalowych przęseł, z których jedno można odchylić, tak by umożliwić żeglugę po rzece. Z elementami konstrukcyjnymi związana jest inna opowieść, według której metalowe części zostały zaprojektowane dla mostu nad Dunajem w Rumunii. Jednakże i ta mija się z prawdą.

Saint-Louis

Wszystko, co dobre szybko się kończy i niestety złoty okres w historii miasta także nie trwał długo. Już pod koniec dziewiętnastego wieku Saint-Louis zaczęło tracić na znaczeniu na rzecz Dakaru. Jedną z przyczyn był utrudniony dostęp do tutejszego portu dla coraz większych statków parowych, które Dakar przyjmował bez problemu, powoli zagarniając coraz większy udział w handlu. Kolejnym ciosem stało się otwarcie linii kolejowej z Dakaru do Saint-Louis, która omijała lokalny port, jednocześnie pozwalając francuskim firmom na rozwój własnych sieci handlowych, a tym samym marginalizując pozycję rozdających dotychczas karty Metysów.

Saint-Louis

Ostateczny cios zadała miastu francuska administracja, przenosząc w 1902 roku stolicę Francuskiej Afryki Zachodniej do Dakaru. W tym momencie być mieszkańcem Saint-Louis przestało być prestiżowe, a śmietanka towarzyska szybko przeniosła się na południe, gdzie rozkwitło nowe centrum gospodarcze, kulturalne i polityczne. Zamknięto wiele sklepów, warsztatów i firm, wzrosło bezrobocie i zaczął się gospodarczy zastój. Miasto nadal było stolicą kolonii Mauretania, ale jego znaczenie zmalało zasadniczo. Natomiast kiedy Dakar ustanowiono stolicą niepodległego Senegalu w połowie dwudziestego wieku, znajdujące się na peryferiach kraju Saint-Louis popadło w letarg. Z tętniącego życiem, znaczącego ośrodka handlowego i politycznego stało się prowincjonalnym miastem, zanurzonym gdzieś pomiędzy wspaniałą przeszłością a nijaką teraźniejszością.

Saint-Louis

To właśnie rzuca się w oczy, kiedy zwiedzam starówkę Saint-Louis. Podłużna wyspa otoczona jest wstążką asfaltowej drogi, po której jeżdżą dorożki wożące przybywających tutaj turystów. Nawierzchnia bocznych ulic to często ubity piach. Niektóre budynki, takie jak dawny Pałac Gubernatora czy katedra, są w miarę zadbane, ale większość kolonialnej zabudowy znajduje się dzisiaj w opłakanym stanie. Na fasadach brakuje fragmentów zdobień, tynki łuszczą się i odpadają, drewniane okiennice dawno już się wypaczyły a balkony wyglądają, jakby groziły zawaleniem. Choć radosne kiedyś kolory ścian nadal są widoczne, to nie ulega wątpliwości, że większości przydałoby się malowanie. Jeden z domów pokryto kafelkami, w wielu wstawiono ciężkie, metalowe drzwi. Od ścian odchodzą grube, czarne kable doprowadzające elektryczność, łącząc się niczym pajęcze sieci na drewnianych słupach. Mimo to, a może właśnie dzięki temu wszystkiemu, starówka ma przyjemny klimat, będący mieszanką dawnej europejskiej kolonialnej elegancji i dzisiejszej afrykańskiej praktyczności, polegającej na radzeniu sobie z problemami, także budowlanymi, w najprostszy możliwy sposób.

Saint-Louis

Tym, co daje Saint-Louis nadzieję na ponowny rozwój, jest turystyka, stanowiąca obecnie dużą część lokalnej gospodarki. Odwiedzających przyciąga nie tylko zabytkowa, kolonialna starówka i przyjemna atmosfera miasta ale też jego scena kulturalna. Saint-Louis słynie z licznych festiwali, z których najważniejszy jest Saint-Louis Jazz Festival. Raz w roku odbywają się też barwne wyścigi lokalnych, drewnianych łodzi. Dodatkowo, miasto jest fantastycznym punktem wypadowym do pobliskich parków narodowych i rezerwatów przyrody, takich jak chociażby Park Narodowy Djoudj, będący rajem dla miłośników natury, w szczególności ptaków. Podobnie jak w innych częściach Senegalu, można tu spróbować prostej, ale bardzo smacznej kuchni i spotkać przyjaznych ludzi.

Saint-Louis

W 2000 roku UNESCO umieściło tutejszą starówkę na Liście Światowego Dziedzictwa, jako wybitny przykład miasta kolonialnego, które zachowało oryginalny układ i architekturę. Doceniono także szczególne położenie Saint-Louis na styku trzech środowisk. Leży ono bowiem w miejscu, gdzie piaski pustyni powoli przechodzą w sawanny, czyli w rejonie Sahelu. Część miasta znajduje się na półwyspie Langue de Barbarie, który jest w wąskim na trzysta metrów i długim na dwadzieścia pięć kilometrów pasem piachu, oddzielającym rzekę Senegal od oceanu. Wreszcie kolejna dzielnica wyrosła na stałym lądzie, otoczona słonymi mokradłami.

Saint-Louis

Na półwyspie Langue de Barbarie znajduje się kilka hoteli, oferujących noclegi turystom, którzy nie tylko chcą zwiedzić Saint-Louis, ale też skorzystać z uroków miejscowej plaży. Od strony oceanu ciągnie się bowiem przyjemny pas piasku, po którym można spacerować w towarzystwie białych krabów. Najwięcej widać ich nocą, gdy uciekają przed światłem latarki. W dzień łatwiej dostrzec ich małe norki i – niestety – mnóstwo śmieci, takie jak plastikowe butelki czy torebki foliowe. To przykre, ale Senegal wydaje się być jednym z najbardziej zaśmieconych krajów, w jakich dotychczas byłam.

Saint-Louis

By dotrzeć do położonych na półwyspie hoteli, trzeba przejechać przez dzielnicę zwaną Guet Ndar, leżącą na południe od mostu łączącego półwysep ze starówką. W tym miejscu stoi pomnik upamiętniający ofiary I wojny światowej, ale we wszechobecnym chaosie łatwo go przeoczyć. O ile stare miasto jest bowiem miejscem dość sennym i pełnym przestrzeni, to po drugiej stronie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Zakurzone boczne ulice pełne są nie tylko ludzi, ale też straganów, motocykli i dorożek. Przed sklepami i warsztatami stoją skrzynie, beczki, rdzewiejące samochody i sklecone z kilku drągów i płacht namioty, a pomiędzy tym wszystkim plączą się dzieci i kozy.

Saint-Louis

Wzdłuż półwyspu prowadzi droga, akurat będąca w remoncie kiedy odwiedzamy Saint-Louis. Na całej długości dzielnicy Guet Ndar, pomiędzy tą ulicą, a nabrzeżem od strony rzeki Senegal, rozłożyły się stoiska, na których rybacy sprzedają ryby, reperują sieci czy po prostu stoją i nad czymś debatują. Przestrzeń przy brzegu szczelnie wypełniają łodzie zwane tu pirogami, a niektóre z nich wyglądają, jakby miały zostać tu na zawsze, bo są zbyt zniszczone by wypłynąć w morze. Największy harmider obserwuję rankiem, gdy rybacy wracają z połowu. Wówczas to, co złowili, sprawnie sprzedają bezpośrednio z pokładów swoich długich, kolorowych piróg.

Saint-Louis

Łodzie te od początku zwracają moją uwagę. Przystań w Guet Ndar wygląda niemalże jak galeria sztuki ludowej na świeżym powietrzu. Przewodnik tłumaczy mi, że właściciele malują na swoich pirogach to, co chcą. Ważne, by było kolorowo. Niektóre motywy jednak powtarzają się dość często: rok zwodowania łodzi, wizerunek marabuta, czyli lokalnego przywódcy duchowego, czy imię ukochanej osoby. Choć wyglądają prymitywnie, wszystkie będące w użyciu łodzie muszą mieć silnik, a prawo wymaga obecnie także nawigacji GPS, gdyż wielu rybaków ginęło na morzu. Załoga składa się z od sześciu do dwudziestu osób, w zależności od wielkości pirogi. Wypływają oni na kilka godzin, a ryby łowią na haczyk lub w sieci. Po powrocie sprzedają je, reperują sieci, konserwują silniki i odpoczywają, a kiedy przyjdzie czas, wypływają znowu w morze.

Saint-Louis

Trudno powiedzieć, która część Saint-Louis jest ciekawsza – czy ta stara, z jej rozpadającymi się, ale uroczymi domami, czy nowa, pełna barwnego życia i problemów codzienności. Takie właśnie jest całe Saint-Louis. Gdzieś pomiędzy – przeszłością a teraźniejszością, lądem a oceanem, pustynią a sawanną, Afryką a Europą… I to właśnie jest w nim najpiękniejsze.

Informacje praktyczne
  • Walutą Senegalu jest frank zachodnioafrykański CFA (XOF). Kurs to około 1 USD = 550 XOF
  • Starówka Saint-Louis jest na tyle mała, że bez problemu można ją zwiedzić na piechotę. Nieopodal Mostu Faidherbe można też znaleźć dorożki, które obwiozą dookoła wysepki Ndar.
  • Obiad jedliśmy w restauracji Le Galaxie na stałym lądzie (przy Rte du Cimetiere, po przekroczeniu Mostu Faidherbe trzeba dotrzeć do końca odchodzącej od niego na wprost ulicy Charlesa de Gaulle’a i skręcić w lewo) serwującej przepyszną lokalną kuchnię. Na starówce też działa restauracja Galaxie, ale nie wiem, czy to ten sam właściciel, czy po prostu taka sama nazwa i nie wiem, czy jedzenie jest w niej smaczne.
  • W Saint-Louis nocowałam w hotelu Diamarek, położonym na półwyspie Langue de Barbarie. Hotel, jak na warunki senegalskie, był na bardzo dobrym poziomie. Pokoje znajdowały się w niskich domkach, mieliśmy także dostęp do dużego basenu. Wyżywienie (szczególnie kolacje) były bardzo smaczne. W hotelu działało przyzwoite WiFi. Plaża przed hotelem ładna, aczkolwiek zaśmiecona. Kliknij tutaj, by sprawdzić dostępność pokoi.

Lubicie miasta takie jak Saint-Louis, podniszczone, ale o wspaniałej przeszłości? Wolicie zwiedzać starówki, czy chętniej spacerujecie po nowych dzielnicach, gdzie toczy się normalne życie?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

75 komentarzy

  1. Jestem pod wrażeniem fotografii! Cudowne kadry!

  2. O Senegalu krążą źle opinie A tak naprawdę jest tam stosunkowo bezpiecznie i mało komercji. Warto zajrzeć np przy okazji podróży do Gambii. Ładne zdjęcia!

    • Ewa pisze:

      Mi Senegal bardzo się podobał, ale też nie słyszałam o nim złych opinii przed przyjazdem. Z Gambii wyruszałam do Senegalu, ale w samej byłam tylko w sumie dobę :)

  3. Marcin pisze:

    Naprawdę ciekawie piszesz o tych postkolonialnych klimatach. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz :)

    • Marcin pisze:

      Z trzeciej rozterki natury historyczno-moralnej. Wiem :)

    • Anna pisze:

      Ja wolę stare miasta i stare budowle i zawsze serce mnie boli jak niszczy je “ząb czasu” i ludzie niedoceniający ich piękna…

    • Dziękuję! Uwielbiam je, naprawdę. I zawsze mam te rozterki bo z jednej strony klimat takich podniszczonych miejsc bardzo mi pasuje, z drugiej wiem, ze dla ich dobra przydałby się porządny remont :)

    • Tak właśnie! A to już zupełnie inny, oddzielny temat, zresztą ciężki i chyba nawet na oddzielny wpis ;)

    • Karolina pisze:

      Podpisuję się pod tym, co napisał Marcin – przeciekawie piszesz, no i pokazujesz zupełnie nieznane mi miejsca! Interesujący jest ten kontrast między tym, co było w czasach kolonialnych, a współczesnością. Aż nabrałam ochoty, żeby odwiedzić kiedyś Saint-Louis i w ogóle Senegal :)

  4. Anna pisze:

    Starówka Saint Luis wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO i t tego tytułu Senegal dostaje fundusze na jej utrzymanie, ale jakoś wszystko “przepijają”, a malownicze, stare kolonialne domki i ulice niszczeją, a szkoda ☹️

  5. Alicja pisze:

    To właśnie Senegal, no i Gambia, odrzuciła mnie od Afryki. Zarzuciałam ten kontynent na wiele lat. Wracam tam za kilka miesięcy, do Etiopii, zobaczymy czy utwierdzę się w przekonaniu, czy może uda się przełamać lody.

  6. Kinga pisze:

    Bardzo ciekawy tekst, nie wiedziałam, że w Senegalu jest tyle śmieci, a postkolonialne budynki są w tak opłakanym stanie. Szkoda… Tym bardziej jak czytam to co napisała Anna :(

    • Dziękuję! Nie przesadzę chyba jeśli powiem, że Senegal to najbardziej zaśmiecony kraj, w jakim byłam… :/

    • Łukasz pisze:

      Mam mieszane uczucia po przeczytaniu. Miejsce jednocześnie przyciąga i odpycha. Nie pisałaś za wiele o pozytywnych aspektach tego miejsca. Dlaczego tam jeździsz, co Ci najbardziej smakowało, jacy są ludzie, czy można spotkać przyjaznego Metysa? We wpisie czytam o zubożeniu, upadku gospodarki, śmieciach, biedzie, śmierci na morzu. Ambasadorem tego miasta raczej nie jesteś.

    • Wiesz co, Łukasz, Twój komentarz daje mi do myślenia… wiesz, akurat tutaj chciałam pokazać rozwój, upadek miasta i jego nadzieje na przyszłość (turystyka). Powiem Ci szczerze, że dla wielu osób Saint-Louis nie będzie pięknym miejscem, dla mnie jest mimo wszystko i starałam się to podkreślić. Może faktycznie warto dodać wyraźny akapit o tych pozytywnych stronach!

    • Aleksandra pisze:

      To ja w takim razie od siebie dodam, że mnie Saint-Louis totalnie oczarowało. Tego miejsca chyba nie umiem nawet opisać słowami, je trzeba zobaczyć! Owszem, jest brudno, budynki są bardzo zaniedbane, po ulicach biegają dzieciaki z kozami, ale jest tam tak klimatycznie, że trzeba po prostu wyłączyć myślenie i chłonąć. ;)

    • Aleksandra o to to! Obiektywnie rzecz biorąc można naprawdę powiedzieć, że Saint-Louis nie jest najpiekniejsze, ale mimo to jest czarujące! To chciałam właśnie pokazać :)

    • Gosia pisze:

      Podpinam się pod pytania Łukasz a Chętnie poznałabym aspekty kulinarne czy tez społeczne.

    • Ewa pisze:

      Gosia o kuchni będę pisała za jakiś czas. Po tygodniowym pobycie nie podejmę się jednak dokładnego pisania o społeczeństwie. Trzeba by było tam pomieszkać…

  7. Marcin pisze:

    Mega ciekawa perspektywa w tej historii!

  8. Olka pisze:

    Pieknie tam :)

  9. Marcin pisze:

    Jak zawsze świetnie. Chciałbym, żebyś wiedziała, że ze wszystkich blogów tzw. “starej gwardii”. czyli tych, które czytam powiedzmy od 7-10 lat. Twój jest absolutnym top 3 dla mnie. Chodzi o połączenie stylu pisania, wiedzy merytorycznej i fotografii. Z roku na rok lepszych. Wielki szacunek za to. Ja to bardzo cenię. A na marginesie – chyba łączy nas specyficzna miłość do klimatów postkolonialnych i tego “dusznego piękna” jak je nazywam.

    • Ewa pisze:

      Dziękuję za te miłe słowa! Jak najbardziej, uwielbiam takie klimaty… Czy to Hawana, czy Stone Town, czy właśnie Saint-Louis – one mają w sobie to “coś”.

  10. Lukasz pisze:

    St. Louis jest strasznie brudne i śmierdzące jak będziesz wracać do Dakaru to konieczne wpadnij na wysepkę Joel-Faditouth xP i postaraj się tam sobie ogarnąć nocleg (na dziko u mieszkańców, no tam hoteli nie ma) xP

  11. Przeszłość to miasto miało wspaniałą, aż szkoda że takie podniszczone, świetne zdjęcia :-)
    Ale odwiedzić , zwiedzić , tak na krótko to chętnie…

  12. Magda pisze:

    Dla ludzi ciekawych świata nie ma miejsc nieciekawych. Nie zawsze i nie wszędzie jest pięknie ale zdecydowanie może być ciekawie.

  13. Patrycja pisze:

    Piękne zdjęcia – kolory i klimat. Chętnie kiedyś pojechałabym do Senegalu, ale na razie za daleko i za drogo na taką wyprawę. Dzieci odchowam, to może uda się wybrać na jakąś wycieczkę, najlepiej dookoła świata ;)

  14. wktorastrone pisze:

    Świetny post! doceniamy zwłaszcza za wkład merytoryczny ;-) My też uwielbiamy takie post-kolonialne klimaty, dlatego jesteśmy zakochani tak bardzo w Kubie ;-)

  15. My też uwielbiamy takie post-kolonialne klimaty! Świetny tekst!

  16. Magdalena pisze:

    Super! Bardzo ciekawa historia, dzięki za podanie kilku ciekawych faktów. Przepiękne zdjęcia!

  17. Jelenka pisze:

    Fantastyczny wpis! Przepiękne zdjęcia i niesamowita treść! Czyta się wybornie… Zostaję na dłużej. Świetny pomysł na ramkę z informacjami praktycznymi!

  18. Zawsze mi się smutno robi jak widzę zniszczone czy to przez czas czy to przez wojnę budynki.

    • Ewa pisze:

      Wojna jest nawet jeszcze gorsza. O czasie można powiedzieć, ze to taka jakby naturalna kolej rzeczy, wojna to już prawdziwa tragedia :/

  19. Marta pisze:

    Jak jestem gdzieś dłużej, to zawsze zwiedzam dzielnice. Kryje się tam wiele skarbów, ale również codzienność

  20. Klaudia J pisze:

    Wooow! Bardzo odległy kraj i w dodatku jeszcze niezbyt znany! Dzięki za przybliżenie. Fotogramie przepiekne!
    Ps. Niesamowity pomysł z tym podróżowaniem! Odezwę się do Ciebie, bo mnie zaciekawiłaś!

  21. Marlena pisze:

    Piękne kadry, naprawdę świetna robota. Te kraje są zarówno piękne jak i nieco przygnębiające

  22. Niesamowicie uchwyciłaś Saint-Louis <3 Zdjęcia wydają się idealnie odzwierciedlać codzienność na miejscu. Dobra robota!

  23. Ewa pisze:

    Ależ dobrze się czyta o tych postkolonialnych klimatach! Do tego zdjęcia pięknie oddają klimat i tylko ogrom śmieci razi niemiłosiernie…:(

  24. Przepiękne zdjęcia i bardzo ciekawie przedstawiona historia :) Mimo, że zdjęcia obrazują biedę i problemy, z którymi borykają się mieszkańcy Senegalu to bije z nich różnobarwność, która daje uczucie radości

    • Ewa pisze:

      To niesamowite, ze takie miejsca z reguły są niezwykle barwne, nie tylko tutaj, ale w wielu zakątkach, gdzie bieda aż piszczy, nie jest szaro, lecz właśnie bardzo kolorowo.

  25. Agnieszka pisze:

    Nigdy nie byłam w mieście takim jak tym. Te budynki są niesamowite, widać, że lata świetności mają dawno za sobą, chociaż klimat jest niepowtarzalny. Historia jednak robi swoje, zwłaszcza w Afryce.

    • Ewa pisze:

      Szczególnie w Afryce, gdzie na zniszczenia nakładają się zarówno brak inwestycji w remonty, jak i ciepły, wilgotny klimat, który sprawia, że budynki niszczeją o wiele szybciej.

  26. npjs pisze:

    Świetne zdjęcia – czuje się tę historię, ten kolonialny klimat miasta i utraconej świetności :) Super miejsce! Pozdrawiam!

  27. Szymon pisze:

    Niezwykle urokliwe jest to miejsce :)

  28. Nowydworek pisze:

    Szczerze mówiąc to miasto w ogóle nie wygląda jak miasto ameryki. Patrząc na same zdjęcia można stwierdzić że pokazują one biedne kraje ameryki a może i nawet innych kontynentów. Zdecydowanie nie ma to nic wspólnego z ogólnie przyjętą wizją tego świata. Ja jestem bardzo zaskoczony, i z drugiej strony zaciekawiony. Może kiedyś się tam wybiorę zobaczyć na własne oczy to co tam ma miejsce. Świetny wpis, pozdrawiam ;)

  29. Maciej pisze:

    Bardzo ciekawy i fajny opis.
    Można dodać ciekawostki związane z Polską. 07.05 1933 z lotniska Saint Louis, które wtedy przypominało dzisiejsze lądowiska do lotu przez południowy Atlantyk wystartował Stanisław Skarzyński. Lot wykonał na polskim samolocie RWD 5 Bis. Przelot trwał 20 godz. 30 min., z czego 17 godz. 15 min. nad oceanem. W ten sposób – wynikiem 3582 km – ustanowił międzynarodowy rekord odległości w klasie II samolotów turystycznych, o masie własnej do 450 kg. Do legendy przeszedł m.in. fakt, iż Skarżyński odbył lot w garniturze, a nie kombinezonie pilota.
    A na przełomie lat 70-tych i 80-tych XX wieku Polacy wybudowali w Saint Louis przy ujściu rzeki Senegal do Atlantyku port rybacko-handlowy, który miał gospodarczo pobudzić region.Port nie do końca spełnił swoje zadanie ale przez ok 2 lata istniała tu polska mini – kolonia naukowców badających ujście rzeki i budowlańców wznoszących port.

    • Ewa pisze:

      Oooo super! Wielkie dzięki za te ciekawostki, nie byłam świadoma tego :)

    • ZAPYTANIE pisze:

      Panie Macieju. JENY nareszcie ktos wspomnial o budowie tego portu rybckiego. Bylam w tym czasie przez 2 miesiace(1979)rok na tej polskiej placowce. Mam pytanie czy hotel o nazwie HOTEL DIAMAREK – Saint Louis nie jest w posiadaniu starych zabudowan I pozostawione w spadku po polskiej misji budowania portu?????? Czy na tej posiadlosci ilus hektarowej nie zbudowanego tego hotel??? MOZE MI PAN NA TO ODPOWIEDZIEC.? Jaka jest historia polskiej placowki?

  30. Garowy pisze:

    Super artykuł. Właśnie w lutym wybieram się Do Republiki Zielonego Przylądka, a następnie przez Senegal do Gambii. Nie wiem tylko, jaka jest sytuacja na granicy Senegalu z Gambią, dotyczącą sprawdzania żółtej książeczki. Jakby ktoś mógł co w tej kwestii podpowiedzieć, to było by super.

  31. Piotr pisze:

    Witam, ciekawi mnie jakie miałaś doświadczenie z robieniem zdjęć? Zwłaszcza ludziom.
    zwiedziłem Dakar, różnie bywało. czasami robiłem z “biodra”,(strzeleckie określenie) tzn bez przykładania aparatu do oka, inaczej problemy gwarantowane.
    pozdrawiam, Piotr

  32. Wspomnienia pisze:

    Musze jeszcze wspomniec o tubylcach ktorzy sa bardzo rzyczliwi I goscinni. Podobno sa przodkami kanibali( wlasnie rejony Saint Louis) Kiedy przebywalam w roku 1979 /XX wieku poznalam tamtejsza ludnosc z pobliskich wiosek. Mlode piekne dziewczyny, dorodnych silnych mlodych mezczyzn ktorzy byli dumni ze znajomosci I obcowaniu z Polakami z placowki. Pracowali oni w kuchni, pralni I przy obejsciach za doslownie miske jedzenia I to Co mogli dostac jeszcze dla swoich rodzin. Byli bardzo pracowici I rzyczliwi. A jezyk polski opanowywali ze rozmawialo sie z nimi jak ze znajomymi. Chetnie opowiadali o swojej kulturze, zwyczajach I o sobie. Mile wspominam ten dwumiesieczny pobyl po 40latach chcialabym pojechac tam jeszcze raz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!