Gdzieś z boku na pewno grają w chinlone

Jest ich pięciu, a nie – jak nakazywałyby reguły – sześciu. Stoją w okręgu, ale żaden z nich nie zajmuje miejsca w środku, żeby tańczyć. Nie mają specjalnych butów, ani też nie grają boso. Klapki japonki zupełnie im nie przeszkadzają. Nie trzymają się ściśle zasad gry. Podwinęli longyi i odbijają do siebie niewielką rattanową piłkę. Najważniejsze, by ta nie spadła na ziemię.

Birmańczycy grają w chinlone
Przemierzając Birmę bardzo często spotykam grupki mężczyzn (rzadziej kobiet) ustawionych w okręgu i kopiących do siebie piłkę. Chinlone to coś jak zośka, tylko piłka nie jest szmaciana, a zrobiona z rattanu. Gra jest tak popularna, że wystarczy się rozejrzeć – w pobliżu na pewno ktoś gdzieś kopie. Nie ma ograniczeń wiekowych ani płciowych, każdy może dołączyć się i grać uważając, by piłka nie dotknęła ziemi. Kiedy staję z innymi zawodnikami w okręgu nikt nie protestuje. Przeciwnie – szerokie, często bezzębne, zabarwione na czerwono od betelu uśmiechy tylko zachęcają do jak najuważniejszego podbijania piłki.

Birmańczycy grają w chinlone

Historia gry sięga 1500 lat wstecz, przez ten czas wypracowano ponad 200 sposobów odbicia piłki. Zgodnie z regułami w grze bierze udział sześciu zawodników, z których jeden ustawia się wewnątrz okręgu utworzonego przez pozostałych graczy i wykonuje ruchy taneczne w takt odbijanej przez resztę piłki. Nie ma wygranych i przegranych, chodzi o to, by piłka jak najdłużej utrzymała się w powietrzu, a taniec był jak najpiękniejszy. Sam odgłos kopnięcia rattanowej piłki jest także częścią gry.

Birmańczycy grają w chinlone

Ale, jak to w życiu bywa, zasady zasadami, a ludzie będą robić tak, jak im pasuje. Najważniejsze jest chyba wyzwanie – utrzymać piłkę w grze. Ani razu nie widzę chinlone rozgrywanego zgodnie z regułami, z zawodnikiem tańczącym pośrodku. Wielokrotnie – po prostu zapewniających sobie rozrywkę ludzi odbijających rattanową piłkę.

Kto by się tym jednak przejmował, dopóki piłka nie spada na ziemię?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

5 komentarzy

  1. Dorota pisze:

    Powiem szczerze że fotka daje dużo do myślenia. Pozdrawiam serdecznie

  2. Dominika pisze:

    Czyli nasza poczciwa zośka w zasadzie ;)

    Pytanie całkiem nie na temat wpisu, jak Filip z konopi, ale to dlatego, że pięć minut temu tu trafiłam i chciałabym usłyszeć Twoją opinię. Od razu mówię – za mną dopiero kilka notek, więc wiedzy na temat Twoich wojaży dogłębnej nie posiadam ;) Ale jeździsz dużo, jeździsz w różne strony. Jeździsz, i tu mowa o podróżach niezwiązanych z pracą, również sama? Czy zawsze z kimś? Autostopem też pewnie, bo tanio i ciekawie – jak to jest, w jakim stopniu kobieta na własną rękę faktycznie wystawia się na niebezpieczeństwo, a w jakim to głównie opinia tych, którzy się nie ruszają z domu? Zanim odpowiesz- oczywiście, zdaję sobie sprawę, że często kobieta sama ryzykuje niepotrzebnie, ale linia między zbyt dużym ryzykiem a zwykłą podróżą czasem trochę mi się zamazuje. Czy autostop samotnie to już pierwsza, czy jeszcze druga kategoria? Mam nadzieję, że nie wydam Ci się strasznie infantylna, ale…no, nasłuchało się trochę w życiu tego i owego, i czasem ciężko przełamać stereotypowe myślenie. A mam takie wrażenie, że najlepiej w podróży chłonęłabym wszystko wokół mnie po prostu sama, bez towarzystwa…

    • Ewa pisze:

      Dominika, jeżdżę najczęściej z kimś – to jeśli chodzi o dłuższe wyjazdy z plecakiem. Czasem sama, ale wtedy zwykle kogoś gdzieś odwiedzam. Po prostu wolę w towarzystwie – jest z kim wymienić doświadczenia, ktoś Ci popilnuje plecaka jak idziesz do toalety, bezpieczniej trochę, raźniej i co dwie głowy to nie jedna :)

      I zaskoczę Cię – nigdy nie jeżdżę autostopem. Raz mi się zdarzyło, z kumpelą na Dominikanie. Poza tym nigdy nie było okazji. Więc nie umiem na to pytanie Ci odpowiedzieć.

  3. Ewa, a Ty w to grałaś?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!