Kubańskie sny o cukrowej potędze

Niewolnicy na plantacji Manaca Iznaga doskonale znają dźwięk potężnego dzwonu. Wyznacza on rytm każdego dnia ich pracy. Słychać go w promieniu sześciu kilometrów. Zawieszony na wysokiej wieży donośnym biciem oznajmia, kiedy należy rozpocząć i skończyć pracę, oraz kiedy przychodzi czas na modlitwę. Na tej samej wieży znajduje się stanowisko obserwacyjne strażników, którzy wypatrują, czy praca na plantacji trzciny cukrowej przebiega sprawnie. Pilnują też, by żadnemu z niewolników nie przyszła do głowy ucieczka. Jeśli jednak któryś spróbuje, natychmiast biją na alarm, a za śmiałkiem wysyłana jest pogoń. Alarm podnoszony jest również w przypadku pożaru na plantacji. Bicie dzwonu zawieszonego na wieży to stały element codzienności niewolników na plantacjach trzciny cukrowej w Valle de los Ingenios, Dolinie Cukrowni, na Kubie. Wysokość wieży i wielkość dzwonu świadczą o bogactwie właściciela plantacji.

Wieża Manaca Iznaga

Po wyjściu z autobusu przy posiadłości Manaca Iznaga witają nas męczący upał i dość natrętni sprzedawcy pamiątek oraz świeżo wyciskanego soku z trzciny cukrowej – guarapo. Omijamy ten mini bazar dochodząc do hacjendy, przed wejściem do której na ziemi stoi wielki dzwon. To on właśnie wyznaczał dawniej niewolnikom rytm pracy na plantacji. Kiedy Kubańczycy walczyli o niepodległość od Hiszpanii, jeden z przywódców walk wyzwoleńczych, Carlos Manuel de Céspedes, który był również plantatorem trzciny cukrowej, postanowił dać niewolnikom wolność w zamian za ich poparcie w dążeniu do wolności kraju. Nie rozczarował się, a zdjęcie przez niego dzwonu z wieży na plantacji stało się symbolem zniesienia niewolnictwa, powtarzanym później przez kolejnych plantatorów. Dlatego też dzwon Manaca Iznaga również nie wisi już na wysokiej wieży.

Dzwon z wieży Manaca Iznaga

Na tyłach hacjendy znajduje się wielka, stara wyciskarka soku z trzciny cukrowej, napędzana siłą ludzkich mięśni. Dawniej obsługiwali ją niewolnicy, teraz swoich sił mogą spróbować turyści. Jedna gałąź trzciny cukrowej przepuszczana jest przez maszynę kilka razy by wycisnąć ją do ostatniej kropli guarapo. Napój o brudnożółtym kolorze jest niesamowicie słodki, a jednocześnie trochę mdły w smaku. Doskonale smakuje jednak z odrobiną aguardente o mocnym rumowym zapachu.

Sok z trzciny cukrowej

Po wypiciu szklanki soku kieruję swoje kroki ku wieży strażniczej. Na samą górę prowadzą strome drewniane stopnie. Wspinaczka w upale jest dość mozolna, na szczęście ulgę przynosi lekki wiaterek odczuwalny tym bardziej, im wyżej wchodzę. jednocześnie mogę nacieszyć oczy panoramą intensywnie zielonej Doliny Cukrowni, którą kiedyś wypełniały plantacje trzciny cukrowej. Z tego miejsca przepięknie prezentuje się również sam dom Manaca Iznaga, w okolicy dostrzec też można pozostałości po domach niewolników. Nie widać tylko studni…

Posiadłość Manaca Iznaga

Przewodniczka opowiada nam legendę o dwóch braciach Manaca Iznaga, Alejo i Pedro, którzy niestety zakochali się w tej samej prześlicznej dziewczynie. Chcąc pokojowo rozstrzygnąć spór postanowili, że jeden z nich wykopie studnię a drugi wybuduje wieżę. Twórca większej konstrukcji miał otrzymać rękę ukochanej. Kiedy jednak bracia ukończyli zadanie i konstrukcje zostały zmierzone okazało się, że wieża ma dokładnie taką samą wysokość, jaką studnia głębokość i konflikt pozostał nierozwiązany. Ostatecznego rozstrzygnięcia dokonał zatem ojciec obu braci, który salomonowym wyrokiem… sam poślubił piękne dziewczę. Na szczycie wysokiej na 45 metrów wieży zawieszono dzwon i stoi ona do dziś. Głębokiej studni póki co nie odnaleziono.

Dolina Cukrowni

Oprócz najbliższej okolicy ze szczytu wieży widać doskonale Valle de Los Ingenios. W zielonym krajobrazie nadal dostrzec można pojedyncze poletka porośnięte trzciną cukrową, jednak daleko dolinie do tego, co działo się tutaj na przełomie XVIII i XIX wieku, gdy działało tu ponad czterdzieści (a według niektórych źródeł nawet ponad pięćdziesiąt) cukrowni, a region o powierzchni zaledwie 270 kilometrów kwadratowych wraz z położonym nieopodal Trinidadem odpowiadał za znaczący odsetek produkcji cukru na całej Kubie. Szacuje się, że w szczytowym okresie na plantacjach pracowało w sumie nawet trzydzieści tysięcy niewolników. W latach 80. XIX wieku wybudowano kolej łącząca Trinidad z portem Casilda, mającą ułatwić transport słodkiego surowca.

Dolina Cukrowni

Trzcina cukrowa, która przecież tak mocno kojarzy się z Karaibami, na Kubie pojawiła się dopiero wraz z przybyciem na wyspę kolonizatorów. Pierwsze sadzonki przywiózł tu w 1511 roku Diego Velazquez i od razu okazało się, że wilgotny tropikalny klimat, żyzne gleby i stosunkowo płaski teren stanowią doskonałe warunki do jej uprawy. Mimo to początkowo produkowano cukier wyłącznie na rynek lokalny. Działo się tak z wielu względów. Przede wszystkim na Kubie stosowano przestarzałą, nieefektywną technologię wytwarzania cukru, a handel nim zmonopolizowany był przez Hiszpanów. Także ze względu na hiszpański monopol brakowało na wyspie regularnych dostaw niewolników, których zaopatrzeniem zajmowali się głównie Anglicy, Holendrzy i Francuzi. Kubańscy niewolnicy byli również, w porównaniu z innymi regionami, całkiem nieźle traktowani, co przekładało się jednak na mniejszą efektywność produkcji trzciny cukrowej.

Trzcina cukrowa

Przełom przyszedł w 1762 roku, kiedy Anglicy zajęli Hawanę i otworzyli kubański handel na cały świat, a także zaszczepili na wyspie nowoczesne technologie. W dodatku błyskawicznie podwojono ilość sprowadzanych na wsypę niewolników i niestety zaczęto ich dużo bardziej eksploatować. Przyczyniło się to do szybkiego wzrostu produkcji cukru na Kubie, a kraj stał się jednym z największych producentów białego złota, dzięki czemu cukrowi baroni z Valle de Los Ingenios zaczęli opływać w dostatek. I chociaż Hiszpanie na powrót przejęli panowanie nad Kubą, nie dało się już zatrzymać tej pędzącej cukrowej lokomotywy.

Posiadłość w Trinidadzie

Powolny upadek regionu rozpoczął się wraz z rewolucją w nieodległej francuskiej kolonii Santo-Domingue oraz powstaniem niepodległego państwa Haiti. Przemysł cukrowy na jednej z dominujących pod względem produkcji wysp został całkowicie zniszczony, a pustkę musiał wypełnić ktoś inny. Zrobili to francuscy osadnicy, którzy z Haiti uciekli na Kubę i osiedlili się około pięćdziesiąt kilometrów na północ od Trinidadu, zakładając miasto znane dzisiaj jako Cienfuegos. Przywieżli oni ze sobą kolejne unowocześnienia jeśli chodzi o produkcję cukru i szybko sprawili, że to właśnie Cienfuegos odebrało Trynidadowi miano kubańskiej stolicy cukrowej.

Cienfuegos

Kiedy spaceruję ulicami Cienfuegos w oczy rzuca mi się charakter miasta nieco odmienny od tego, co widać w miastach na Kubie o hiszpańskich korzeniach. Dobrze dostrzegalnym śladem po Francuzach są francuskojęzyczne nazwy ulic. Odnoszę też wrażenie, że jest tu więcej przestrzeni, a budynki musiały być kiedyś dużo bardziej eleganckie, finezyjne. Dzisiaj przykrywa wszystko warstwa kurzu i brudu, szczególnie dostrzegalna w bocznych uliczkach i małych zaułkach. Główny plac miasta jest całkiem ładnie odnowiony. W samym centrum najbardziej podoba mi się budynek teatru Tomasa Terry’ego – jednak to jego wnętrze, a nie zewnętrzna fasada, zachwyca najbardziej. Został skonstruowany w kształcie podkowy, z przepięknie zdobionymi balkonami i sklepieniem, a inauguracja jego pracy miała miejsce w 1890 roku.

Teatr Thomasa Terry'ego

Cienfuegos szczyci się także najdłuższym na Kubie deptakiem zwanym Paseo del Prado. Sprawia on jednak niezbyt sympatyczne wrażenie, gdyż po obu jego stronach, wzdłuż chodnika do spacerów, ciągną się ulice po których nieustannie pędzą samochody. Hałas buczących silników i zapach spalin skutecznie odbiera spacerowi sporo uroku. Jedyną zaletą jest możliwość obserwacji starych amerykańskich samochodów przemykających co jakiś czas obok.

Cienfuegos

Dużo przyjemniejsza jest przechadzka handlową ulicą łączącą deptak z głównym placem miasta oraz na molo znajdujące się nieopodal. W całym Cienfuegos nie spotykam ani jednego nachalnego sprzedawcy pamiątek, co czyni wędrówkę po mieście jeszcze przyjemniejszą. Ale o ile główny plac miasta świeci czystością, to boczne uliczki wyglądają tak, jakby wszyscy o nich zapomnieli. Łuszcząca się farba i odpadający tynk na starych budynkach to jedno, lecz walające się po chodniku śmieci to już zupełnie co innego.

Cienfuegos

Po wizycie w centrum miasta ruszamy na przylądek Punta Gorda aby obejrzeć jeden z kilku do dziś zachowanych pałacyków baronów cukrowych. To wybudowany w 1913 roku Palacio de Valle, należący do magnata Acisclo del Valle, który zdobył fortunę na handlu cukrem, stając się jednym z najbogatszych Kubańczyków. Po drodze mijamy jeszcze kilka innych, istniejących do dziś posiadłości. W jednej z nich mieści się dzisiaj hotel, inna służy za siedzibę klubu jachtowego. W Palacio de Valle funkcjonują natomiast restauracja i bar.

Cienfuegos

Przepięknie i misternie zdobiony budynek zachwyca dekoracjami zarówno wewnątrz, jak i z zewnątrz. Właściciel zażyczył sobie, by pałacyk wybudowano w stylu będącym mieszanką weneckiego, gotyckiego i mauretańskiego. Budowa trwała cztery lata, a sam Valle cieszył się posiadłością tylko kolejne trzy, zanim zmarł. Prezydent Fulgencio Batista chciał stworzyć tutaj kasyno, jego plany pokrzyżowała jednak rewolucja…

Pałac barona Valle

Po szybkim rozkwicie Cienfuegos w XIX wieku, kiedy Kuba była jednym z dominujących producentów cukru na świecie, także i na to miasto przyszedł czas. Pierwszy cios cukrownictwu zadały wojny o niepodległość, czyniąc je podatne na przejęcia zza granicy. Okazję skrupulatnie wykorzystali oficjalnie wspierający Kubę w walce o wolność, a nieoficjalnie troszczący się o zwiększenie strefy wpływów, Amerykanie, przejmując kontrolę nad kubańską produkcją cukru. Udało im się to osiągnąć z jednej strony dzięki przychylności władz, a z drugiej – zmianie modelu biznesowego: utworzyli oni bowiem wielkie fabryki zwane centrales, które przerabiały trzcinę cukrową z wielu plantacji. Tuż przed rewolucją ponad połowa ze stu sześćdziesięciu fabryk znajdowała się w obcych rękach.

Kubańska rewolucja

Kolejne zmiany przyszły wraz z Fidelem Castro, który po przejęciu władzy postanowił znacjonalizować przemysł cukrowy. Embargo nałożone po rewolucji przez Amerykanów na Kubę doprowadziło do skurczenia się rynków zbytu na cukier i kraj zaczął w dużej mierze polegać na jego sprzedaży po zawyżonych cenach państwom bloku sowieckiego. W 1970 roku Fidel ogłosił plan produkcji rekordowych dziesięciu milionów ton cukru, lecz pomimo ogromnej mobilizacji nie udało się go wykonać, osiągając poziom zaledwie ośmiu i pół miliona. Kolejne kłopoty kubańskiego cukrownictwa nastały wraz z upadkiem Związku Radzieckiego, kiedy przed Kubą zamknęły się kolejne rynki zbytu. Produkcja spadła na łeb na szyję. Na początku XXI wieku wprowadzono rządowy program poprawy wydajności cukrownictwa polegający na zamknięciu połowy fabryk i zwiększeniu produkcji w pozostałych, jednak on także spalił na panewce.

Dzisiaj, przy produkcji wynoszącej niecałe dwa miliony ton cukru, Kuba nie stanowi już światowej potęgi. To drobnostka w porównaniu z Brazylią, produkującą niemalże czterdzieści milionów ton. Udział Kuby w światowej produkcji spadł do zaledwie 1%. O dawnej cukrowej świetności świadczą już tylko pałacyki baronów cukrowych w Cienfuegos, kostka brukowa w Trinidadzie i wieża Manaca Iznaga w Valle de los Ingenios.

Zarówno Trinidad z pobliską Dolina Cukrowni, jak i historyczne centrum Cienfuegos znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Byliście na Kubie i odwiedziliście Trinidad i Cienfuegos? Jeśli tak, to które miasto podobało się Wam bardziej? A może dopiero planujecie podróż na tę wyspę? Zwiedzaliście jakieś inne miejsca na świecie związane z cukrownictwem?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

48 komentarzy

  1. Pamiętam w ubiegłym roku hit, kiedy loty na Kubę były z Polski za 800 zł w dwie strony. Bardzo żałuję, że wtedy nie udało mi się kupić biletów i polecieć na wyspę Castro… Kuba jest w moich planach podróżniczych. Na pewno jak tam kiedyś będę to odwiedzę plantację trzciny cukrowej – zachęciłaś mnie do tego! :)

  2. Joanna pisze:

    Chciałabym tam być i zobaczyć to wszystko ;]

  3. Łukasz pisze:

    Turystyka się dynamicznie rozwija. A czy bezpiecznie jest tam samemu pojechać, np. rowerem lub motorkiem, zamiast ładować się do autobusu?

    • Ewa pisze:

      Wydaje mi się, ale pewna nie jestem, że pod względem bezpieczeństwa ze strony ludzi nie powinno być problemu. Nie wiem jak z przepisami…

    • Łukasz pisze:

      Ok, dobrze słyszeć. Teraz wracam z objazdówki rowerem po winnicach w Mendoza i co krok byłem ostrzegany przed lokalnymi Janosikami/Robin Hood’ami. Myślę, że na Kubie chciałbym zrobić podobnie. (-:,

  4. Piotr pisze:

    Bilety były za 700 złotych, ale z Madrytu. Skorzystałem i było warto. Trinidad i turystyczny pociąg do Doliny Cukrowników – bajka :) pozdrawiam

  5. Kamila Anna pisze:

    przez Ciebie coraz bardziej na Kubę chcę jechać…a Ty jak na złość gdzie indziej mnie ciągniesz ;)

  6. Kinga pisze:

    Pamiętam tylko farmy cukierków i innych smakołyków w Wietnamie. Coś ta Kuba ostatnio cały czas za mną chodzi…

  7. Ja właśnie trochę się boję, że nie zdążę Kuby odwiedzić, podobno to już nawet nie to samo co 2-3 lata temu :(

    • Ewa pisze:

      Trochę te zmiany widać, to znaczy 2-3 lata temu nie byłam więc ciężko mi porównać, ale z opowieści… internet coraz bardziej dostępny, coraz więcej nowych samochodów, otwarto ambasadę amerykańską itp. Myślę, że się zmienia… Mi zależało już teraz, by jak najszybciej się tam wybrać i udało się!

  8. sekulada.com pisze:

    Dolina trzciny cukrowej wygląda bombastycznie i do tego opowieści, które lubię. Ponadto ta cała hacjenda przywodzi mi na myśl jakiś serial i prawie na 100% jestem pewien, że był kręcony tam. Mało tego historia o ile dobrze pamiętam była dość podobna ;)

  9. Agata pisze:

    Mega ciekawie napisany wpis :) Aż chce się pakować plecak i lecieć na Kubę! Do tego architektura i opisany klimat miejsc w 100% “mój” – ładnie, ale też miejscami niezadbane ulice i stare budynki. Uwielbiam się w takich miastach kręcić :)

  10. Kinga pisze:

    Kuba marzy mi się już od jakiegoś czasu, a teraz jeszcze bardziej. :D Bardzo mi się podoba architektura I klimat postkolonialny, propsy za taki dokladny wpis!

  11. Rozstrzygnięcie sporu w stylu iście kubańskim! ;) Czy na tę plantację kupuje się bilet wstępu? W ogóle jak to jest na Kubie? Wszystko pometkowane pod turystów jak w turystycznej części Laosu, czy można się trochę poszwędać na własną rekę?

    • Ewa pisze:

      Na Kubie w wielu miejscach trzeba płacić za wstępy, fotografowanie jest też dodatkowo płatne. Nie wiem jak jest w Laosie więc nie mam porównania :)

  12. Michał pisze:

    Hahaha. Tatuś miał nosa :D Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Ciekawe czy znali to przysłowie :P

  13. Naprawdę nie spodziewałem się, że za szklanką soku z trzciny może kryć się, aż tak ciekawa historia! Chyba już zawsze będę miał ją w myślach pijąc ten (masz rację) trochę mdły trunek. :)

  14. Świetny artykuł, aż chciałoby się go posłuchać czytanego ustami Krystyny Czubówny ;)

  15. polakogruzin pisze:

    Czyta się, jak zawsze, z ogromną przyjemnością. Szkoda, że byłem na Karaibach… jedynie w grze komputerowe Assasin’s Creed ;) Ciekaw jestem czy “nowe otwarcie” na USA jest już widoczne w ilości turystów?

    • Ewa pisze:

      Nie, jeszcze chyba nie… na razie są tylko jakieś rozmowy, deklaracje ale podobno wymiernych efektów jeszcze nie ma. Na tę chwilę, bo w każdym momencie może się coś zmienić. Dzięki za miłe słowa :)

  16. Trinidad i Valle de los Ingenios to niesamowite miejsca <3 Moja milosc :D

  17. Donata Ka pisze:

    Dla mnie najpiękniejsze- Cienfuegos

  18. Bylismy rok temu.Trinidad zdecydowanie wart odwiedzenia.

  19. Marzena Jurek pisze:

    Taak 9 lat temu i od tamtego czasu chce wrócić

  20. Jacek pisze:

    Dziękuję za szczegółowe, niezmiernie ciekawe opisy, odświeżyły moją pamięć!

    W ośrodkach (Costa Sur i Hotel Ancon) niedaleko miasta Trinidad byłem w 2010 i w 2016 r. i wielokrotnie z hoteli udawaliśmy się do Trinidad, godzinami spacerując po jego urokliwych uliczkach i często późno w nocy wracaliśmy do hotelu ‘okazjami’, zwykle stanowiącymi prywatne, zdezelowane, antyczne samochody.

    Odwiedziliśmy też (pociągiem, ciągnionym przez archaiczną lokomotywę!) Manaca Iznaga i wodospady El Nicho. Koło Manaca Iznaga przez jakiś czas chodziła za nami kobieta, starając się sprzedać naszyjnik. Wreszcie moja partnerka dała jej na odczepnego 1 CUC i w zamian otrzymała… ponad 10 naszyjników!

    Ostatniej nocy pobytu w Trinidad wynajęliśmy rykszę, aby dotrzeć do słynnej dyskoteki, znajdującej się w jaskini. Młody chłopak nie bardzo znał drogę, jak też niekiedy miał problemy z pedałowaniem pod górę, toteż co jakiś czas wychodziliśmy z rykszy, pchając ją i błądząc pustymi i ledwie oświetlonymi uliczkami—a do tego ja byłem jak choinka obwieszony aparatami fotograficznymi—to znaczy, że na Kubie rzeczywiście jest bezpiecznie!

    Niezmiernie lubię miasto Trinidad i kto wie, może ponownie tam zawitam w styczniu 2022 r!

    Natomiast w Cienfuegos spędziłem tydzień w styczniu 2021 r., i to w samym mieście, mieszkając w hotelu Jagua (zbudowany był przed rewolucją przez brata prezydenta Batisty), przylegającym niemalże do Palacio de Valle. W dniu 18 sierpnia 1960 roku Fidel Castro złożył w hotelu wizytę, wygłosił pouczające przemówienie na temat dużego znaczenia Hotelu Jagua dla rozwoju turystyki w centralnej części wyspy oraz spędził noc w hotelu w pokoju nr 614 (a jakże, znajduje się przy nim tablica pamiątkowa!).

    Dzień w dzień dojeżdżaliśmy z hotelu ‘bici taxi’ do centrum miasta i zwiedzaliśmy jego najciekawsze zabytki, m. in. piękny ratusz, przed którym Fidel Castro przemawiał przez dobrych kilka godzin 6 stycznia 1959 roku, gdy zatrzymał się tutaj w drodze do Hawany, niecały tydzień po zwycięstwie Rewolucji Kubańskiej—a w 1976 r. w tym mieście wygłosił w języku hiszpańskim przemówienie (na szczęście o wiele krótsze) lewicujący i darzący sympatią wszystko, co czerwone, premier Kanady, Pierre Elliot Trudeau (ojciec obecnego premiera Kanady—jabłko nie upadło daleko od jabłoni). Także z ogromną przyjemnością przechadzaliśmy się po jego malowniczych uliczkach, zaglądając m. in. na cmentarz.

    Głównym punktem naszej podróży była wycieczka promem do Castillo de Jagua. Prom był zatłoczony, w 98% Kubańczykami, ale w powrotnej drodze był prawie pusty i sporo rozmawialiśmy z bardzo sympatycznym kapitanem.

    Koło Castillo de Jagua znajdowała się elektrownia jądrowa „Juranga” (której ogromną kopułę widać było z naszego hotelu). Kuba zaczęła ją budować, przy pomocy Związku Sowieckiego, w latach osiemdziesiątych XX w., lecz po upadku imperium sowieckiego budowy zaniechano i pomimo kilku prób, nigdy jej nie wznowiono. Na szczęście w elektrowni nie ma żadnych materiałów radioaktywnych; porzucona, czeka… na lepsze czasy? Szacuje się, że Kuba wydała od 700 do 900 milionów dolarów na to bezużyteczne gmaszysko i przyległe domy dla załogi.

    Sądzę, że Trinidad jest bardziej urokliwy, niż Cienfuegos, ale z przyjemnością ponownie pojechałbym do obydwu miast, bo pobyt w nich bardzo przyjemnie wspominam. Zresztą co tu mówić—KAŻDY wyjazd na Kubę uważam za udany i na skali od 0 do 10, nigdy nie było poniżej 8!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!