Marionetki z Mandalay. Pociąganie za sznurki to sztuka

Laleczka podskakuje w rytm dość skrzekliwej muzyki. Rusza rękoma, nogami, obraca głowę w lewo i w prawo. Przyglądam się uważnie, dość intensywnie zastanawiając się, jak to możliwe, że przy takich gwałtownych ruchach te sznureczki przyczepione do różnych części ciała marionetki po prostu się nie plączą. Bo na mój rozum już dawno powinno to wyglądać co najmniej jak zwinięty w kieszeni sznurek słuchawek od odtwarzacza mp3. A jednak – laleczka tańczy, skacze, na końcu kłania się i nic się nie plącze. Wielkie brawa!

Teatr marionetkowy z Mandalay
Tradycja marionetkowych teatrzyków w Birmie sięga XI w., ale największą popularnością cieszyły się one od około XVIII w., kiedy to sztuka ta zaczęła się rozwijać, mając ogromne wsparcie samego dworu królewskiego. Mówi się nawet, że przedstawienia były wykorzystywane do komunikowania niewygodnych spraw pomiędzy władcą a jego otoczeniem. Bo przecież laleczka bez problemu mogła powiedzieć coś, za co zwykły człowiek mógłby królowi mocno podpaść. Podobnie w drugą stronę – władca chcący delikatnie udzielić reprymendy na przykład komuś ze swojej rodziny mógł bez obaw posłużyć się marionetką.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Popularność teatrzyków marionetkowych spadła w Birmie wraz z brytyjską okupacją, ponieważ utraciły one wsparcie władzy. Dopiero na początku lat 90. XX w. zaczęto przywracać tradycję do życia, kreując marionetki na atrakcję turystyczną. I taką też się stały, a jeden z najsłynniejszych ponoć teatrów znajduje się w Mandalay.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Wizyta w marionetkowym teatrze w Mandalay to jedno wielkie pasmo zaskoczeń. Pierwszym z nich jest już sam wygląd teatru. Teatr to czy garaż? – przechodzi mi przez myśl, kiedy widzę miejsce, w którym ma odbyć się przedstawienie. Nie żebym spodziewała się czegoś na miarę Sali Kongresowej, ale też nie oczekiwałam aż tak kameralnej atmosfery. Nie jest to jednak w żadnym wypadku minus – przynajmniej z każdego niemalże miejsca jest świetny widok.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Pokaz kosztuje około 10 dolarów, można więc powiedzieć, że ceny dość europejskie. Jednak biorąc pod uwagę, że jak na kraj azjatycki Birma jest dość droga, to nie ma się tak naprawdę czemu dziwić. Chętnych na przedstawienie oczywiście nie brakuje. Czekamy, aż widownia zapełni się turystami. Kiedy wreszcie gasną światła, w garażu… to znaczy w teatrze rozlegają się dźwięki tradycyjnej, szesnastostrunowej harfy w kształcie łodzi. Rozpoczyna się pokaz.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Kolejne zaskoczenie. Na scenie, zamiast marionetki pojawia się mały człowiek, chyba młody chłopiec. Jest to pokaz tańca, a jak się później dowiaduję, ludzie biorący udział w marionetkowych przedstawieniach to nowość w tej sztuce.

Teatr marionetkowy z Mandalay

W końcu doczekuję się laleczek. Na scenie pojawiają się różne mitologiczne stwory, baśniowe postaci, które poruszają się z gracją godną żywego człowieka. Poruszane za pomocą kilkunastu sznureczków odtańcowują skomplikowane układy choreograficzne i odgrywają swoje tradycyjne historie. Robią to tak realistycznie, że gdyby nie widoczne sznureczki, to można by pomyśleć, że lalki ożyły.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Scenki przedstawiane przez laleczki opierają się na historiach z życia Buddy i birmańskich legendach. Nic więc dziwnego, że oglądamy tańce, w których marionetki czczą tutejsze duchy – naty, historie miłosne księcia i księżniczki czy magiczne sztuczki alchemika Zaw-Gyi. Jest też kolejne zaskoczenie – taki pokaz to nie tylko opowieści poważne. Mamy też szczyptę humoru – na scenie pojawia się dość wyzwolona laleczka prezentująca wszystkim swoje genitalia. Tak, tak – zrobiona z niezłą dbałością o szczegóły.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Raz na jakiś czas kurtyna podnosi się nieco do góry, ukazując nam prawdziwych artystów – marionetkarzy, którzy za pomocą dwóch rąk i kilkunastu sznureczków potrafią ożywić i kierować laleczkami. Łapię się na tym, że zamiast przyglądać się marionetkom, obserwuję płynne ruchy rąk ludzi, którzy pociągają za sznurki.

Teatr marionetkowy z Mandalay

W pewnym momencie na scenie znowu pojawia się żywy człowiek. Jest to taniec, w którym laleczka naśladuje ludzkie ruchy. A może to tancerz kopiuje układ choreograficzny marionetki? Przyznaję, że ruchy obojga są do siebie niezwykle podobne.

Teatr marionetkowy z Mandalay

Pokaz kończy się po godzinie, a na sali rozlegają się gromkie brawa. Nic dziwnego, żeby tak pięknie kierować marionetkami, trzeba prawdziwego kunsztu. Po przedstawieniu, jeśli ktoś ma ochotę, można jeszcze jako pamiątkę zakupić sobie drewnianą marionetkę, a potem w domu popróbować tej trudnej sztuki. Ja kupno laleczki sobie odpuszczam, ale wizytę w marionetkowym teatrze w Mandalay gorąco polecam!

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

6 komentarzy

  1. Ajka pisze:

    Super! :) Moja bliska znajoma pracuje w warszawskim teatrze LALKA i na pierwszą sztukę zaciągneła mnie siłą. Nie sądziłam, że mi się spodoba, a jednak – teraz od czasu do czasu proszę ją o przemycenie na widownię. Ostatnio zimą oglądałam “Opowieść Wigilijną” i byłam zachwycona. Te lalki z Birmy są po pierwsze piękne, po drugie tych sznurków mega dużo :) Piękne kolory, od razu się z tamtą częścią świata kojarzą. 10$ to w sumie mniej niż weekendowy bilet do Cinema cIty… Bardzo podoba mi się samo miejsce, faktycznie mega kameralne :) ale to jest chyba tylko i wyłącznie plusem w czasie przedstawienia.

    • Ewa pisze:

      Popatrz, może jak wrócę wreszcie do PL to się kiedyś z Tobą wybiorę, jakoś nigdy nie myślałam o wizycie w teatrze lalkowym na naszym własnym podwórku :)

      Podobno birmańskie laleczki mają po 18-19 sznurków. Weź nad tym zapanuj…

  2. Ania pisze:

    Ja mam potężnego marionetkowego fioła;) Jak można się domyśleć, laleczki z Birmy oczywiście przywiozłam i to w ilości sztuk dwóch, choć w rozmiarze niewielkim, co potem to nadrobiłam kupując prawdziwie dużą birmańską lalę na targu w Chiang Mai;) I jeszcze mam nepalskie i indyjską z Rajasthanu. Planowałam przywieźć z Wietnamu, ale tym razem nie zmieściła mi się do plecaka;)
    Uwielbiam! Choć mój Krzych twierdzi, że te moje wszystkie lale w odpowiednim świetle wyglądają jak z horroru;)

  3. Mihau pisze:

    Chociaż w Birmie nigdy nie byłem, Twój post przypomina mi o dawnych wizytach w krakowskim teatrze Groteska, niezapomniane zupełnie spektakle ;) Oprócz lalek wart obejrzenia jest również chiński teatr cienia! Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!