O kamieniarzach, którzy nie lubią zdjęć

Zapraszam! krzyczy ktoś w oddali. Nie jestem pewna, czy to do mnie, ale w sumie do kogo by innego? Rozglądam się i szukam, skąd pochodzi zaproszenie. Robię ostatnie zdjęcie góry i chowam aparat do kieszeni. W końcu idę między ludzi, a oni tutaj nie lubią, jak ich się fotografuje. Skręcam w lewo i widzę młodą dziewczynę, która ponownie wykrzykuje zaproszenie. Siedzi trochę z boku większej grupy kamieniarzy. Podchodzę, uśmiecham się, mówię hello.

Kamieniarze na Jebel Kujur
Ze dwie godziny wcześniej u stóp Jebel Kujur, Góry Czarownic, zostawia mnie kierowca boda boda – motocyklowej taksówki. Wiesz, gdzie jest centrum fitness Rock City? – pytam go, zanim usiądę z tyłu. Oczywiście! Oczywiście nie wie, więc kręcimy się u podnóża góry przez dobre pół godziny, zanim znajdujemy miejsce, do którego chcę dotrzeć. Bo tu wszędzie jest Rock City. Skalne Miasto. Miasto Kamieniarzy. A gdzieś w tym mieście nowe centrum sportowe, które na pewno nie mieści się w jednej z lepianek porastających zbocze Jebel.

Jebel Kujur

Tutaj jest miejsce, gdzie rytualnie zabijają byki – Piotr rysuje czerwony kwadracik na kartce papieru, która ma być moja mapą. Dookoła i trochę dalej mają siedzieć kamieniarze i rozłupywać te swoje kamyki. Uważaj ze zdjęciami, jeśli chcesz fotografować, to najpierw spytaj. Pewnie będziesz musiała zapłacić. Zamiast pieniędzy możesz dać butelkę wody. Pamiętając o tych instrukcjach przed wyruszeniem na górę zaopatruję się w kilka dodatkowych butelek wody, których nikt potem ode mnie nie będzie chciał. Nie, dziękuję – mówi Harriet, uderzając młotkiem w kamień. Mam swoją – tłumaczy.

Jebel Kujur

Zanim zawędruję do cuchnącego byczą krwią placu, dokąd prowadzi droga, którą z dużą dozą uporu mogłabym nazwać główną, postanawiam skręcić w jakąś mniejszą ścieżkę. Ta wije się ku górze, a ja mam ochotę najpierw na wszystko spojrzeć z odległej perspektywy. Po drodze spotykam kobietę siedzącą przy kupce kamieni. Nie tłucze ich, nie zbiera, po prostu siedzi, jakby na coś czekała. Uśmiecham się. Ona też. Mówi coś w języku zupełnie niepodobnym do czegokolwiek, co bym rozumiała. Odpowiadam pozdrowieniem po angielsku. Nie rozumie, ale się uśmiecha. Macha dłonią ku górze. Ja kiwam głową, że właśnie tam idę. Wspinam się dalej.

Widok na Dżubę z Jebel Kujur

Nikt tu nie lubi, jak się robi zdjęcia – opowiada mi Harriet. Biali przyjeżdżają, robią, a potem co się z nimi dzieje? A co my z tego mamy? Niektórzy chcą płacić, ale co to za zapłata? Niektórzy pytają, inni nie. Dlatego cię zawołałam. Bo widziałam, że robisz zdjęcia. A to nie jest dobre. Możesz mieć kłopoty. Wyciągam aparat z kieszeni i pokazuję jej, że jedyne zdjęcia, jakie robiłam, to widoczki i panoramy. Lustrzankę z teleobiektywem, na której są zdjęcia kobiety, którą spotkałam wcześniej i nie znalazłam innego wspólnego języka jak uśmiech, przezornie zostawiam w plecaku. Jakie kłopoty? Za takie zdjęcia też? Dopytuję. Nie, te są w porządku. Ale jak robisz zdjęcia ludziom. Kiedyś jednego białego pobili, bo robił bez pytania. I zabrali mu aparat. Niedobrze.

Jebel Kujur

Kiedy jestem na tym małym szczycie, w końcu zza chmur nieśmiało wygląda słońce. Siadam na wielkim, okrągłym kamieniu i obserwuję okolicę. Dżuba w oddali. Chatki kryte blachą falistą i lepianki ze strzechą u podnóża Jebel. Po lewej wielkie centrum fitness. Po prawej miejsce rytualnego uboju byków. I droga wgłąb góry – jeden wielki kamieniołom. Nad głową krążą jakieś drapieżne ptaki. Kobieta, którą spotykam po drodze zaczyna zgarniać małe kamienie do żółtego, plastikowego pojemnika, którego przeznaczeniem był kiedyś raczej transport wody, a nie kamieni. Obserwuję ją z daleka. Wypijam trochę wody z zapasów i wracam na dół.

Wędrując w dół zatrzymuję się przy kobiecie, która kończy napełnianie pojemnika kamieniami. Ona pokazuje coś na górze z uśmiechem. Ja gestykuluję, że widok. Że stamtąd widać taaaaak daleko, robię ruch ręką, pokazując na Dżubę. A potem wskazuję na kamienie, pytając wzrokiem, czy mi pokaże, co robi. Pokazuje. Wybiera drobne kamyki, które potem zaniesie gdzieś na dół, pewnie, żeby je sprzedać. Kiedy plastikowy pojemnik jest pełny sprawnie stawia go sobie na głowie. Musi ważyć sporo, ale nie robi to na niej wrażenia. Wyciągam z plecaka aparat, uśmiecham się pytająco. Ona też się nieśmiało uśmiecha. Robię jedno zdjęcie. Dziękuję. Po arabsku i w suahili. Mam nadzieję, że choć trochę rozumie.

Kobieta z Jebel Kujur

Po co w ogóle chcesz nam robić zdjęcia? – dopytuje Harriet. Żeby pokazać rodzinie i innym ludziom, gdzie byłam i co robiłam. Wiesz, nie wszyscy mogą podróżować, a są ciekawi, jak żyje się w innych krajach. To im pokazuję. Co w tym złego? – tłumaczę niezgrabnie uderzając młotkiem w kamień i próbując go rozłupać, jednocześnie starając się uniknąć walnięcia w palec. Chwilę wcześniej Harriet pokazuje mi, jak się to robi. Monotonna praca. Wiesz, mam pomysł! Jeśli nie mogę pokazać was na zdjęciach, to może ty mi zrobisz zdjęcie, jak ja tutaj tłukę te kamienie? Pokazuję jej, co i jak nacisnąć. Grupka kamieniarzy posilająca się kawałek dalej, pod drzewem, zaczyna chichotać. Kto tu kogo fotografuje, co się dzieje? Harriet pstryka. Chwilę później pokazuję jej jakie zdjęcie zrobiła. No dobrze. To może i ty mnie sfotografujesz? – pyta po chwili.

Tłuczenie kamieni

Rozmawiamy z Harriet jeszcze trochę. Opowiada mi o sobie i o pracy. Przyjechała tu z Ugandy za pracą. Ma siedemnaście lat, w Sudanie Południowym od roku. Chce zarobić wystarczająco, by móc wrócić do kraju i opłacić sobie szkołę. Chciałaby, żeby wysłać jej zdjęcie, ale niestety nie ma adresu e-mail. Przywieź je, jeśli kiedyś znowu tu przyjedziesz. Jeśli przyjadę, to przywiozę.

Ważna informacja!
W Sudanie Południowym byłam w czerwcu 2013 roku, kiedy w kraju panował spokój. W grudniu 2013 roku wybuchł wewnętrzny konflikt i od tego czasu kraj pogrążony jest w chaosie. Zanim zdecydujesz się tam pojechać, sprawdź dobrze, jak wygląda obecna sytuacja w kraju, gdyż informacje zawarte w tym wpisie mogą być już nieaktualne.
Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

14 komentarzy

  1. Ajka pisze:

    Ewa, przepiękne zdjęcia. Trochę rozumiem tych ludzi, szczerze mówiąc.

  2. Kasia pisze:

    Ewo, dlaczego nie wkleilas zdjecia, ktore Harriet zrobila Tobie? Mozesz odpowiedziec, ze cenisz swoja prywatnosc, ja wtedy spytalabym, co w takim razie z jej prywatnoscia? Podczas pobytu w Dubaju nie raz ktos chcialm mi zrobic zdjecie, oczywiscie mezczyzni i oczywiscie odmowilam, bo czulam sie jak zwierze w zoo. Zwlaszcza robienie zdjec w krajach trzeciego swiata jest dla mnie malo etyczne, bo jak wytlumaczyc osobie, ktora nawet nie wie, co to jest internet, ze jej wizerunek na wieki wiekow bedzie dostepny online.
    To nie jakas proba ataku, ale rozpoczelas temat, na ktory mam chyba troche inne spojrzenie.

    • Ewa pisze:

      Nie ma problemu, już tłumaczę. Powodów jest kilka:
      – ten blog nie jest o mnie (moje zdjęcie jest na podstronie, na której piszę o sobie)
      – brzydko wychodzę na zdjęciach
      – Harriet sama zaproponowała mi, żebym zrobiła jej to zdjęcie, przez cały czas jak z nią siedziałam to nawet jej o to ani razu nie poprosiłam, tylko ogólnie rozmawiałyśmy o robieniu zdjęć na Jebel i wiedziała, po co je robię (żeby pokazać ludziom)
      – ja akurat nie miałam nic przeciwko ludziom, którzy np. w Indiach chcieli mieć moje zdjęcie lub zdjęcie ze mną
      – kiedyś miałam opory, teraz jeśli chcę zrobić portret to zawsze się pytam, jeśli jest odmowa albo niezadowolenie na twarzy tej drugiej osoby to nie robię zdjęcia

      • Kasia pisze:

        Ja akurat mialam opory, bo pytania o zdjecia przychodzily tylko wtedy, gdy ubrana bylam bardziej “frywolnie” (jak na emirackie standardy), bylam czyms egzotycznym, wlasnie taka malpa w klatce (moze rozwiazla malpa?). Tak samo dziala to w odwrotna strone. Moje wypowiedz nie dotyczy Ciebie osobiscie, tylko jest refleksja na nowy trend: mam aparat i kase na dalekie podroze, zrobie zdjecie buszmana. Nie wiem, nie potrafie sie z tym zaprzyjaznic.
        Z kolei sytuacja, ktora opisujesz jest moim zdaniem jak najbardziej w porzadku, ale mimo wszystko uwazam, ze Twoje zdjecie tez powinno sie w tym wpisie pojawic :)
        A swoja droga: przepieny portret pani z pojemnikiem na glowie.

  3. Psjaponki pisze:

    świetny wpis i przepiękne zdjęcia :)

  4. EWA pisze:

    Super Ewuś czyta się o twoich wyprawach ,inny świat ;)pozdrawiam serdecznie.

  5. Paweł pisze:

    Z jednej strony szkoda mi tych ludzi… A z drugiej szkoda mi nas… Zabiegani, zapracowani, nikt nie ma na nic czasu… Tam czas sobie płynie wolno i każdy wykonuje swoje proste zajęcia… Dobrze, że są ludzie którzy pokazują jak jest w unnych miejscach…

  6. Marta pisze:

    Interesująca opowieść. To bardzo ważne, aby podróżując starać się nie naruszać prywatności mieszkańców danego miejsca.
    Pozdrawiam.

  7. Jacekk pisze:

    najbardziej lubię zaglądać w takie miejsca, że to mi robią zdjęcia :) To znaczy, że białas jest tam wyjątkiem i ludzie sami podchodzą i pstrykają swoimi komórkami, albo aparatami. To swego rodzaju znak, że otoczenie jest naturalne i jeszcze kulturowe tzw cywilizacją Zachodu nie skalane.
    pozdrawiam

    • Ewa pisze:

      W Indiach bardzo chętnie robili mi zdjęcia lub sobie zdjęcia ze mną, chociaż cywilizację zachodu również dobrze znają ;) Chyba ciężko już znaleźć takie miejsca na Ziemi, gdzie na widok białego człowieka ludzie by się dziwili, co to za dziwoląg…

  8. Krzysztof pisze:

    stały problem fotografa w podróży – pytać, nie pytać o zdjęcie? pytane = pozowane, a za niepytane można w ryja :-) z kolei dwa obiektywy w plecaku (a z tego co piszesz masz nawet 2 aparaty) – senna zmora dodatkowych kilogramów!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!