Rybny fast-food na ulicach Amsterdamu

Kolejka nie jest długa, ale gdy podchodzę do lady, czeka mnie pierwsze rozczarowanie. – Nie mamy już śledzia, skończył się. Są inne ryby… – informuje mnie ekspedientka. Nie ma śledzia? Szkoda, ale na szczęście są inne budki z napisem Haring. W kolejnej trzeba czekać trochę dłużej, ale już po paru minutach dostajemy świeżego śledzika na sposób holenderski.

Śledź

A jaki to jest sposób holenderski? Matiasy śledziowe są tu niezwykle popularną przekąską i kupuje się je w ulicznych budkach niczym hamburgery czy hot-dogi. Można wziąć samego śledzia na tacce z cebulką i ogórkiem konserwowy, ale większość osób decyduje się na wersję w bułce. Wygląda to zupełnie niczym śledziowy hot-dog!

Płaty surowego śledzia marynowane są w delikatnym sosie z dodatkiem octu i cebuli, co nadaje im przyjemny posmak. Sama przekąska też jest niezła, jeżeli ktoś lubi śledzie, chociaż mi trafia się sztuka z ogromną ilością ości, co trochę przeszkadza. Nie bardzo smakuje mi też tutejszy ogórek konserwowy, dlatego zjadam jedynie połowę porcji. Ale ogólnie nie jest to złe jedzenie, którego koniecznie trzeba spróbować szczególnie w sezonie na świeżego śledzia, czyli pomiędzy majem a czerwcem.

Śledziowy hot-dog

Drugą szybką rybną przekąską, której próbuję w Amsterdamie, jest kibbeling. Jeszcze przed przyjazdem tu moi holenderscy znajomi przekonują mnie, że koniecznie muszę to zjeść. Kibbeling to po prostu kawałki dorsza w panierce, smażone na głębokim tłuszczu i sprzedawane w budkach z fast-foodem. Podaje się je na plastikowych tackach z sosem czosnkowym lub tatarskim. Nam trafia się niestety wersja odgrzewana w mikrofali – smaczna, ale podobno dużo lepszy jest kibbeling na świeżo, kiedy panierka jest chrupiąca.

Kibbeling

W Amsterdamie zaskakuje mnie mnogość budek z rożnego rodzaju fast-foodami, a już największą niespodzianką jest automat, do którego trzeba wrzucić monetę by wyjąć na przykład hamburgera. Sporo jest miejsc, gdzie można kupić frytki czy hot-dogi ale z całego serca polecam spróbowanie choć raz takich rybnych przekąsek, jedzonych na ulicy z plastikowej tacki. Może nie jest to najzdrowsze (szczególnie smażony kibbeling), ale ma swój urok, a i nieźle smakuje!

Lubicie ryby? Jedliście może tego typu przekąski? A może gdzieś indziej na świecie zaskoczyły Was dania typu fast-food?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

45 komentarzy

  1. monika jall pisze:

    Szkoda, ze nie sprobowalam tego holendreskiego sledzika.

  2. Natalia pisze:

    to nie fast food, to dobry street food :)

  3. Ewa pisze:

    Natalia, fast street food :D

  4. Beata pisze:

    Chociaż lubię śledzie, to ta druga przekąska podoba mi się o wiele bardziej, aż sobie ślinkę przełknęłam:)

  5. Igor pisze:

    Ooo znam znam :) To ponoć śledź-prawiczek dlatego taki smaczny :)

  6. Justyna pisze:

    To musi być najbardziej śmierdzący fast-food świata: ryba, cebula i ogórki kiszone :D

  7. Tomek pisze:

    W Południowo-Wschodniej Azji fastfood i streetfood to to samo. :)

  8. Jolanta pisze:

    całkiem jak u nas, tylko że bez bułki i z wódeczką… bo rybka lubi pływać :) fajny wpis, pozdrawiam

  9. Monika pisze:

    Dla mnie bomba – za chwilkę jedziemy na chwilkę do Amsterdamu i zamierzam spróbować :) Uwielbiam ryby, a to że niezbyt zdrowo przyrządzane …. no cóż, trudno ;)

  10. Przemyslaw pisze:

    o ile ryby uwielbiam, to śledzia nie trawię ;)

  11. Nie sprobowaliscie smazonych malzy? To najlepsza rzeczy z takiej budki holenderskiej (kibbeling jest wg mnie taki sobie).

  12. Anna pisze:

    Widze, ze nie sprobowaliscie malzy smazonych w taki sam sposob co kibbeling. W takim razie musicie wrocic :)

  13. Marcin pisze:

    Lokalne fast-foody to jedyne fast-foody warte spróbowania :)

  14. A mnie tam tak ciągnie i nareszcie wiem dlaczego:)

  15. Agnieszka pisze:

    Lubię ryby :) Chociaż będąc w Amsterdamie ich nie próbowałam… A najbardziej skusiłaby mnie ostatnia opcja :)

  16. Mieszkałem ładnych już parę lat temu (z 9) w Amsterdamie i pamiętam, że wtedy rzeczywiście wszędzie budki ze śledziem były. Do żadnej nigdy nie zawitałem, za to w tych sprzedających frytki byłem regularnym gościem :) Zgadzam się, może to i nie najzdrowsze, ale jedzenia “ulicznego” z budek warto w nowym miejscu próbować, zwłaszcza jeśli to lokalne specjalności :)

  17. Dobry fast food nie jest zły! Ciekawe jak smakuje śledź z budki :D

  18. Magdalena pisze:

    Amsterdamskie śledzie są super! Ale dla mnie hitem był nie rybny fast-food, ale frytki z sosem pindasaus – na bazie masła orzechowego. Polecam, i lepiej nie myśleć wtedy o kaloriach ;p

  19. Najlepszego kibbelinga jadłem w malutkiej wioseczce Marken (niedaleko Amsterdamu) i był świeżutki, prosto wyciągnięty z głębokiego oleju. Chrupiąca, smaczna i aromatyczna panierka i doskonały smak rybki :) ach… pyszności

  20. No More Maps pisze:

    Kibbeling wygląda znacznie lepiej, ale może dlatego, że śledzie nie są moją ulubioną rybą ;)
    Aż ślinka cieknie!

  21. Chyba wybrałabym dorsza. A na śledzia koniecznie wybierz się do Cieszyna, tam to kanapkowa pozycja obowiązkowa!

  22. Magdalena pisze:

    ♥ kanapaki z rybami są mega!

  23. Lottomiliony pisze:

    Kanapka ze śledziem? o fuj ;p z dorszem już brzmi lepiej ;)

  24. Marek pisze:

    Ta kanapka ze śledziem znalazłaby sporo zwolenników w Polsce :D :D

  25. Zarówno w Nadrenii (Niemcy, przy granicy z Holandią) jak i w samej Holandii w wielu punktach znajdziemy wiele budek z jedzeniem sprzedawanym przez Holendrów. Nie znajdziecie tam hot-dogów, hamburgerów czy kebabów tylko wszelkiego rodzaju ryby pod każdą postacią. Warto z czystej ciekawości skosztować czegoś nowego i zaskoczyć swoje podniebienie ;)

    • Ewa pisze:

      I fajnie, dobrze, że można popróbować czegoś lokalnego, a nie wszędzie tylko kebaba. Chociaż dobry kebab nie jest zły, to ryby też są pyszne najczęściej :)

  26. Mała Piekarka pisze:

    Byłam w Amsterdamie w ostatni weekend stycznia. Koniecznie chciałam spróbować lokalnego streetfoodu. I wiecie co? W samym centrum miasta – tam gdzie jest najwięcej turystów- widziałam tylko dwie budki ze śledziem. Żadnych kibbelingów, żadnych stroopwafli. Sporo za to budek z frytkami (frytki bardzo dobre, chrupiące, mięsiste – takie jak w dzieciństwie robiła mi moja Babcia ;D) i lokali z goframi (gofry, których próbowałam były naprawdę słabe, gumowate i koszmarne). Byłam przygotowana na taki scenariusz, więc wybrałam się nieco dalej – na Albert Cuyp Markt. Dopiero tam udało mi się spróbować kibbelinga, herringa w bułce, stroopwafli i poffertjes. Wrażenia smakowe bardzo pozytywne. Kibbeling z wierzchu lekko chrupiący, w środku soczysty i mięsisty. Śledź bardzo smaczny (uprzedzam, że ma ości, ale nie zrażajcie się – są miękkie i nie ma z nimi problemu, bo ryba opakowana jest w bułkę :)). Jeśli ktoś śledzia nie lubi, to widziałam też kanapki z innymi rybami i owocami morza. Generalnie do wyboru, do koloru ;) Stroopwafle faktycznie są bardzo słodkie, ale po długim spacerze idealne. Pięknie pachną cynamonem no i były robione na świeżo, na oczach klienta – Pan wkładał porcje ciasta w waflownicę i po chwili wydawał wafla. Poffertjes to takie małe naleśniczki serwowane z masłem i cukrem pudrem. Smaczne, ale w sumie nic odkrywczego. Polecam zejście z typowo turystycznego szlaku i skosztowanie przysmaków tam, gdzie kręci się sporo miejscowych :) To niezbyt odkrywcze stwierdzenie, ale jak zwykle się sprawdza :) A jeszcze w temacie śledzi w bułkach. To bardzo popularna przekąska w Berlinie, chociaż smakuje kompletnie inaczej. Polecam spróbować :)

    • Ewa pisze:

      Też to zauważyłam, że ciężko znaleźć śledzie czy kibbelingi w samym centrum. Może za mało popularne wśród turystów? Stroopwafle mi bardzo smakują, ale nie jestem w stanie zjeść więcej, niż jednego. A o tych placuszkach nie słyszałam, dzięki za informację! :D

  27. Marta pisze:

    Ja bym wolala sledzia..omnomonom :)

  28. Amiga pisze:

    Sledzik lubi plywac :)
    Holendrzy popijaja to protoplasta tonicu jak my gorzalka

  29. Ania pisze:

    Kanapka ze śledzikiem w Holandii—niebo w gębie, tylko trzeba wiedzieć gdzie kupić!
    Zaznaczam to nie jest to co wszyscy znacie z naszych sklepów. Nam dostarczają dorosłe -2-letnie osobniki, a nie prawdziwe matjasy, choć tak piszą na słoiku.
    Jadłam w kiosku na Bloemenmarkt (targ kwiatowy) był słaby, za to na małej uliczce w ścisłym centrum ….hmmm… niebo w gębie. A dokładnie: ZOUTSTEEG 6, idąc ul. Damrak boczna po prawej,jakoś na wysokości starej zabytkowej giełdy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!