Wyspa ukształtowana przez wulkany

Ostatni raz wulkan wybuchł w 1824 roku. Od tamtej pory panuje cisza i spokój, chociaż mieszkańcy stroją sobie czasem żarty z turystów.
– Lanzarote to ciągle aktywny obszar wulkaniczny– opowiada mieszkający na wyspie od lat Andreas.– Co jakiś czas czujemy delikatne trzęsienia ziemi. Im większe natężenie i częstotliwość tym większa szansa, że któryś wulkan znowu się przebudzi. Wczoraj wieczorem na przykład, tuż po dziewiątej, lekko się zatrzęsło. Czuliście? – Ludzie otwierają oczy. Jedni z niedowierzania, inni lekko przerażeni.
– A no faktycznie, coś wieczorem trzęsło – nieśmiało przyznaje Niemka w średnim wieku.
– To może był to nadmiar alkoholu, bo żadnego trzęsienia wczoraj nie było – śmieje się Andreas i zaczyna opowiadać o wycieczce na powulkaniczne tereny. A ja mam wrażenie, że nikt z mieszkańców nic nie robi sobie z tego, że żyje na wulkanach, bo przecież uważane są one za uśpione. Sama przez pół roku na wyspie nie zwracam na to uwagi. A co by się działo, gdyby – tak jak trzy wieki temu – ziemia nagle się otworzyła, a ćwierć wyspy zalała lawa?

Lanzarote

Niecałe trzysta lat temu ksiądz Andrés Lorenzo Curbelo zapisał w swoim pamiętniku:

Pierwszego dnia września 1730 roku pomiędzy dziewiątą a dziesiątą w nocy nagle rozstąpiła się ziemia niedaleko Timanfaya, dwie mile od Yaizy. Z tej ziemi wyłoniła się ogromna góra, a z jej szczytu dobywały się płomienie. Góra płonęła przez dziewiętnaście dni. Kilka dni później powstała nowa szczelina a lawa ruszyła w dół przez Timanfaya, Rodeo i część Mancha Blanca. Początkowo lawa rozlała się na północne rejony, płynąc wartko niczym woda, ale wkrótce zwolniła i zaczęła posuwać się niczym miód

Kolejne dni oznaczały kolejne erupcje o mniejszym lub większym natężeniu. Wyspę zasypywały popioły i bomby wulkaniczne, nad okolicą unosił się gęsty dym, słychać było paskudne hałasy i trzaski, a lawa niszczyła coraz większe połacie dotychczas żyznej ziemi i spływała do morza, zabijając żyjące w nim ryby. Ludzie uciekli na północ i wschód wyspy. Piekło trwało sześć długich, zatrważających lat.

Timanfaya

W latach 1730-1736 w wyniku intensywnej aktywności wulkanicznej na powierzchnię ziemi wydostały się ogromne ilości lawy i materiałów piroklastycznych. Powstała wielka połać pustej, martwej przestrzeni poorana tunelami i szczelinami, upstrzona poszarpanymi stożkami wulkanicznymi. Spływająca do morza lawa wyraźnie powiększyła powierzchnię wyspy, zastygając w formie ostrych, czarnych klifów. Dzisiaj można przespacerować się wzdłuż tego lawowego wybrzeża, obserwując fale rozbryzgujące się o zastygniętą lawę i czarne plaże.

Wybrzeże lawowe Lanzarote

Dookoła w krajobrazie dominuje wulkaniczna pustynia, Złe Ziemie. Na niektórych jej fragmentach nie znajdzie się nic poza porostami. Gdzieniegdzie pojawiają się kępki roślinności, która przez trzy wieki nie była w stanie zdominować krajobrazu. Jest to skutkiem stosunkowo niewielkich opadów i niskiej wilgotności potrzebnej do rozwoju życia, do stworzenia gleby, na której mogłoby coś rosnąć.

Pole lawy

Ludzie jednak nie poddają się. W okolicy La Geria, którą pokrywa gruba warstwa żwirku i pyłu wulkanicznego, mieszkańcy postanowili dokopać się do żyznej gleby, tak by umożliwić uprawę winorośli. Dzisiaj w tym rejonie natknąć się można na osobliwe winnice pełne czarnych pól z dołkami, w których rosną pojedyncze krzaczki. Mimo trudu uprawy na Lanzarote produkuje się dzisiaj niezłe wina.

La Geria

Jednak nie wszędzie tak szybko wróciło życie po katastrofie z początku XVIII wieku. Tuż obok La Gerii zlokalizowany jest Park Narodowy Timanfaya, do którego wstęp jest mocno ograniczony. To świetne miejsce dla naukowców, którzy obserwują jak ziemia odradza się po wybuchach wulkanu i w jaki sposób przebiegają procesy rozwoju flory i fauny w takich miejscach, dlatego człowiek powinien jak najmniej zaburzać działalność tego ekosystemu. Z tego względu dwa szlaki piesze zlokalizowane są na obrzeżach parku a w jego środkowej części wybudowano specjalny szlak dla autobusów, z których nie wolno wysiadać, a wulkany podziwiać można jedynie zza szyby. W czasie przejazdu z głośników dobiega mająca budzić grozę muzyka i opowieść o jego powstaniu.

Timanfaya

W tym samym czasie, co Złe Ziemie powstał również zielony klejnot Lanzarote, jeziorko Charco de los Clicos, od nazwy pobliskiej wioski potocznie określane mianem El Golfo. To tu, w półotwartym kraterze na granicy lądu i morza zebrała się woda, w której żyją ogromne ilości glonów nadających jej cudownie intensywną zieloną barwę.

Charco de los Clicos

Nie przesadzę mówiąc, że po dojściu do punktu widokowego na Charco zamieram na chwilę w niemym zachwycie nad tą wulkaniczną grą kolorów. Granat wody i biel morskiej piany kontrastują z czarną jak węgiel plażą. Barwa żółta skał to znak, że występują tu związki siarki a czerwień pochodzi od związków żelaza. Błękitny nieboskłon rozpościera się nad resztkami krateru i tkwiącym w środku niczym szmaragd w koronie zielonym jeziorkiem.

Charco de los Clicos

Charco de los Clicos to niejedyny zielony skarb Lanzarote. Drugim są oliwiny, których na czarnej plaży El Golfo znaleźć można sporo. Ich poszukiwanie przypomina mi wypatrywanie bursztynków na bałtyckiej plaży – niesamowicie wciągające! Oliwiny to dość popularne minerały występujące w towarzystwie skał wulkanicznych, wydostające się na powierzchnię w trakcie eksplozji wulkanów. Właśnie w ten sposób pojawiły się na Lanzarote.

Oliwiny

Jadąc dalej na południe od El Golfo trafiamy na miejsce zwane Los Hervideros. Mogę je porównać do kotła z gotującą się wodą. Wysokie fale wściekle rozbijają się o skalisty brzeg, wpadają z impetem do lawowych grot rozbryzgując się na boki, wytryskują przez szczeliny w klifie i pienią się z głośnym sykiem. To jakiś diabelski gar, nieustające wodne szaleństwo. Czuję się taka malutka i słaba kiedy przechodzę ścieżką na szczycie klifu i zaglądam do skalnych jaskiń. Dodatkową lekcję pokory daje mi ni stąd ni zowąd tryskająca fontanna słonej wody. Nie będę już potrzebować prysznica…

Los Hervideros

Moim ulubiony wulkanem jest El Cuervo. Po pierwsze dlatego, że wygląda niesamowicie, złowieszczo i fascynująco jednocześnie. Po drugie – leży poza terenem parku Timanfaya i można do niego wejść. Nie trzeba się nawet wspinać na krawędź krateru, bo w zboczu znajduje się szczelina, przez którą prowadzi szlak do samego wnętrza. Wulkan otacza pole lawowe, kolejne Złe Ziemie, pustynia niemalże bez życia. Wygląda to wszystko jak z jakiegoś post-apokaliptycznego filmu.

El Cuervo

Drugi ciekawy wulkan, po którym warto sobie powędrować, to La Corona znajdująca się po północnej stronie wyspy. To wulkan bardzo stary, eksplozje miały tu miejsce około 3-5 tysiące lat temu. To widać, okolica porośnięta jest już krzakami, drzewami, dostrzec też można poletka uprawne. W okolicach La Corony mamy bardzo przyjemne szlaki wędrówek pieszych, ale nie tylko! Pod ziemią znajduje się coś równie ciekawego – jeden z najdłuższych na świecie tuneli lawowych.

La Corona

Dwie części tunelu są dzisiaj udostępnione zwiedzającym. Ta bliżej brzegu nosi nazwę Jameos del Agua i jest tak naprawdę dziełem dwóch artystów – Matki Natury oraz Cesara Manrique. Natura uformowała tunel, Manrique wykończył go projektując restaurację i basen. W samym środku jaskini znajduje się też małe naturalne jeziorko.

Jameos del Agua

Druga część tunelu nie została zmieniona ręką ludzką. Nazwa Cueva de los Verdes (Jaskinia Zielonych) może kojarzyć się z zielonymi ludzikami albo oliwinami (to było moje pierwsze skojarzenie), jednak pochodzi ona od nazwiska właścicieli tego terenu w momencie, gdy odkryto wejście do jaskini. To miejsce niesamowite, leżące u stóp La Corony, wydawałoby się, że w środku niczego – dookoła widać tylko krzaki porastające pole zastygłej lawy. Cała zabawa zaczyna się, gdy schodzimy pod ziemię.

La Corona

W miejscu tunelu tysiące lat temu znajdowała się dolina. Kiedy wybuchł wulkan, oczywiste było, że lawa popłynie właśnie nią. Gdy tak spływała niczym korytem rzeki, jej wierzch zaczął powoli stygnąć i zestalać się, a w środku płynna skała poruszała się dalej. Koniec erupcji oznaczał brak zasilania lawą, a gdy ostatnie jej krople wypłynęły do morza, pozostała pusta przestrzeń, niczym rura łącząca wulkan z wybrzeżem. Z biegiem lat sklepienie tunelu w niektórych miejscach zawaliło się, odsłaniając wejścia do środka.

Cueva de los Verdes

Nie spodziewajmy się w tym miejscu spektakularnych stalaktytów czy stalagmitów. To nie ten rodzaj skał. Zobaczymy króciutkie nacieki w miejscach, gdzie skapywała zastygająca lawa. Zobaczymy szczeliny, skały w różnych kolorach zależących od zawartości minerałów. Zobaczymy dwupoziomowy tunel, a na końcu spaceru zobaczymy niesamowite złudzenie optyczne. Jakie? Nie mogę Wam napisać, bo nie będzie niespodzianki! :)

Cueva de los Verdes

Lanzarote pełna jest wygasłych wulkanów, pól lawy, szczelin, kraterów i tuneli. To fascynujące, piękne w swojej surowości miejsce. Spodoba się tu wszystkim miłośnikom wulkanów i nie tylko – każdemu, kto docenia urok i potęgę natury!

Lubicie podróżować do miejsc niezwykłych, pięknych, dających przykład wspaniałości przyrody? Fascynują Was wulkany? Znacie jakieś inne niesamowite wulkaniczne rejony, do których warto się wybrać?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

83 komentarze

  1. oto ja pisze:

    Twój opis to jak poezja o Lanzarote. Lubię czytać o miejscach, w których byłam i oglądać ujęcia fotograficzne innego fotografa. Dziękuję bardzo ;)

  2. Mam w planach Lanzarote głównie ze względu na super krajobrazy, jednak niestety ta Europa zawsze jest za daleko i urlopu nigdy nie starcza :)

  3. Maria Ciesla pisze:

    byłam ,widziałam

  4. Edyta Mitura pisze:

    Uwielbiam Kanary! Wracam na te wyspy często!

    • Ja też mam ochotę wrócić bo jeszcze nie wszystkie zobaczyłam :)

    • Edyta Mitura pisze:

      Daleko niedaleko , została mi La Palma i El Hierro. I te pomniejsze wysepki

    • Edyta, mi te dwie, Gran Canaria i La Gomera. Z małych – zakochałam się w Graciosie :)

      • oto ja pisze:

        Czy na Isla de Lobos miałaś okazję być? A może się orientujesz czy można tam dopłynąć z Lanzarote?

        • Ewa pisze:

          Z tego co wiem – nie. Miałam plan, którego w końcu nie udało mi się zrealizować, ale obejmował on wypad na Fuertę bo z Fuerty pływają tam promy od czasu do czasu…

          • oto ja pisze:

            Dzięki za odpowiedź, bo była w planach Fuerta, ale chyba tradycyjnie zostanie Lanzarote, więc …..po raz drugi La Graciosa? A na Isla de Lobos kiedyś z Fuerty ;)

            • Ewa pisze:

              Lanzarote i Fuerta daleko nie są, możesz podzielić wakacje kawałek tu, kawałek tam :) Bo jak jak byłam to z tego co pamiętam nie dało się w jeden dzień zrobić tak, by promem z Lanzarote na Fuerteventurę, potem na Isla de los Lobos, potem powrót na Fuertę i na Lanzarote. Pamiętam, że rozglądałam się za jakimś noclegiem na Fuercie… Ale na Graciosę też bym wróciła, oj jak bardzo! :)

    • Edyta Mitura pisze:

      Daleko niedaleko , przeczytałam o niej na Twoim blogu. Ponieważ mam niedosyt Lanzarote postanowiliśmy w tym roku polecieć powtórnie . Tym razem popłyniemy na Graciosa bliżej wylotu pozwolę sobie zaczepić Cię o szczegóły. Pozdrawiam serdecznie!!

      • oto ja pisze:

        Wtrącę się w dyskusję jako zauroczona Lanzarote. Po trzykrotnym pobycie dalej czuję niedosyt. A La Graciosę polecam. Byłam w grudniu – ludzi jak na lekarstwo. Latem pewnie dużo więcej.

        • Ewa pisze:

          Ja też byłam zimą… Wspaniale, pusto szczególnie, kiedy wieczorem odpłynie ostatni prom z większością odwiedzających tylko na dzień :)

          • oto ja pisze:

            Nocowałaś na La Graciosie? Mam marzenie żeby popłynąć pierwszym promem a wrócić ostatnim, by mieć więcej czasu i zobaczyć coś więcej, bo objazd rowerem to trochę mało.

  5. co za kolory! niesamowite!

  6. Mira pisze:

    Dla mnie to najpiękniejsza z Wysp Kanaryjskich. I te piękne, niskie białe domki, I ten brak reklam. Cudo.

  7. Jasne, że lubimy! Jestem pod wrażeniem kolorów. Ciągle nieodkryta przez nas…

  8. Mnie się ostatnio marzy Teneryfa i zdobycie wulkanu na niej :) Ale i Gran Canaria i Lanzarote wyglądają kusząco… jak tu wybrać!! :)

  9. Spośród Wysp Kanaryjskich to właśnie Lanzarote zrobiła na mnie największe wrażenie. Potem Fuerteventura, Gran Canaria i dopiero na samym końcu Teneryfa. Wszystkie są piękne, każda jest inna, każdą warto zobaczyć :)

  10. Emi pisze:

    Los Hervideros wygląda nieziemsko, aż mnie gęsia skórka dorwała ;) Chcę tam!

  11. Tyna Julia pisze:

    Kanary jeszcze przed nami, może powinniśmy zacząć właśnie od Lanzarote…przepiękne krajobrazy!

  12. Tomek Luks pisze:

    Oj tak. Zawsze z samolotu lubię je podziwiać – jak ostatnio np. Etnę :)

  13. Dzięki! Będę w grudniu! :)

  14. Bylem na Gran Canarii, ale przy lanzarotte wymieka :p

  15. W moim osobistym rankingu Kanarów, Lanzarote zajmuje pierwsze miejsce jako wyspa najatrakcyjniejsza, najbardziej magiczna i romantyczna! Potem jest Teneryfa, a później mam emocje rozłożone równomiernie ;-) Do odkrycia pozostały mi La Palma i El Hierro :-)

  16. oto ja pisze:

    Mam pytanie ;) znalazłam na innym blogu zdjęcie jakiegoś gnoma na Mirador del Rio (datowane z lutego 2014 roku). Ja byłam w grudniu 2015 – i nic takiego nie widziałam. Przeoczyłam czy usunięto? Sorry, że głowę zawracam, ale traktuję Cię jako specjalistkę od Lanzarote ;) Po prostu mnie to mnie zaintrygowało. Podaję linka bloga “Moje podróże” na którym znalazłam tę fotografię.
    http://beata-mojepodroze.blogspot.com/2014/02/mirador-del-rio.html

  17. Kasia Bewicz pisze:

    Kocham calym sercem! :)

  18. Adriana R-k pisze:

    Kurcze, niedziela rano a ja zamiast odsypiać nie mogę oderwać się od Twojego bloga! Kiedy ja to wszystko nadrobię?! Fajnie, że jesteś!

  19. Aleksandra pisze:

    Wspaniałe zdjęcia, zazdroszczę okazji do zrobienia ich;)

  20. Właściwie to nie wiem, co fascynuje mnie bardziej – surrealistyczne, czarne krajobrazy, czy fakt, że można w tym popiele uprawiać winorośl :)

  21. marta pisze:

    Świetne zdjęcia, pokazujące siłę i piękno natury. Kontrast pomiędzy czernią a zielenią jest powalający! A jaskinia Zielonych jest niesamowita, ta gra świateł… pięknie.

  22. Krzysztof pisze:

    Fajne zdjecia. Tak sie sklada ze ja od 2 lat zyje na Lanzarote i ciesze sie ze sie Tobie tu podobalo. CO roku przyjezdza na wyspe coraz wiecej Polakow a od listopada bedzie polaczenie lotnicze miedzy katowicami a lanzarote. La Graciosa tez jest super i mozna sie na niej naprawde wyciszyc :)

  23. Abel pisze:

    Piękne zdjęcia, zdecydowanie najpiękniejsza z wysp Kanaryjskich.

  24. Aga pisze:

    Ewa, wybieram się na Lanzarote – prawie cały plan tygodniowej wycieczki zrobiony, sporo w oparciu o Twojego bloga:) Chciałabym też na jeden dzień wybrać się na Fuerteventurę, najlepiej zorganizowaną wycieczką z biura – coś podpowiesz?

  25. Alicja pisze:

    WOW! Jakie piękne zdjęcia! Jakie piękne miejsce! :O

  26. Ola pisze:

    Blog nawet ciekawy i wartosciowe tresci, ale te zdjecia to jakas porazka. Autorko zlituj sie, czemu tak mocno je przerabiasz? Przeciez wiadomo, ze to tak nie wyglada na zywo. W jakim celu az tak zaginac rzeczywistosc. Nie ladnie jest wciskac swoim czytelnikom taki kit. Pozdrawiam Ola

    • Ewa pisze:

      Dzięki Ola za komentarz. Co do zdjęć, to aparat nigdy nie będzie widział świata tak, jak widzi go ludzkie oko. Na przykład jeśli chodzi o rozpiętość tonalną – ludzkie oko za dnia dostrzeże szczegóły i zarysy jasnych obiektów oraz tych schowanych w cieniu. Aparat – niestety nie: albo jasne będą prześwietlone, stając się jedną białą plamą, albo ciemne będą za ciemne, nie pozwalając dostrzec szczegółów. Obrabiając zdjęcia staram się to mieć na uwadze, dlatego w tym procesie na przykład rozjaśniam ciemne obszary na fotografii, by wydobyć szczegóły, które przecież moje oko widziało. W dni pochmurne, deszczowe, okolica nabiera zupełnie innych kolorów, są one bardziej nasycone, co też staram się oddać na fotografii. To samo miejsce zupełnie inaczej będzie wyglądało przy niebie zasnutym chmurami, a inaczej przy pełnym słońcu (dużo większy kontrast). To są jedyne techniki obróbki, które stosuję do swoich zdjęć, staram się, by wyglądały one tak, jak ja swoimi oczami widziałam daną scenę. Takie właśnie zdjęcia mi się podobają. Niczego nie doklejam na zdjęciu, nie zmieniam kolorów, nie wycinam. Więc uważam, że mówienie o wciskaniu kitu jest trochę przesadzone. A Lanzarote ma naprawdę kosmiczny krajobraz i czasem widok potrafi naprawdę zaskoczyć. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!