Zanzibar Freddiego Mercury’ego – śladami, których nie ma

Bawił się na białych, piaszczystych plażach a pierwsze kroki stawiał w Ogrodach Forodhani – mówi pierwsza strona karty dań. Przejdź się ulicami, po których wędrował i zajrzyj na targ, gdzie jego rodzina robiła zakupy – zachęca ulotka agencji turystycznej. Jednak ciężko znaleźć prawdziwe ślady Freddiego Mercury’ego na Zanzibarze. Tak naprawdę artysta wcale nie był z tym miejscem mocno związany, a i Zanzibar jeszcze do niedawna nie do końca się z Freddiem identyfikował. Dopóki kilka osób nie zdało sobie sprawy, że na sławie Mercury’ego można zarobić troszkę grosza.

Mercury's Bar

Zatrzymujemy się przed pomalowanym na bladożółty kolor budynkiem z przybrudzoną od kurzu fasadą. Po obu stronach pięknie zdobionych, charakterystycznych drzwi wiszą drewniane gablotki ze zdjęciami, a tabliczka nad wejściem głosi Mercury’s HouseDom Mercury’ego.
– Tutaj właśnie 5 września 1946 roku przyszedł na świat Farrokh Bulsara, znany później jako Freddie Mercury – opowiada nam przewodnik Hassan. – Możecie sobie zrobić zdjęcia.
Przed ścianą ustawiają się kolejne osoby chcące cyknąć sobie fotkę na tle domu Freddiego. Problem w tym, że wokalista wcale się tu nie urodził. Ba! Nie jest nawet pewne, czy w ogóle mieszkał w tym budynku…

Rodzice Farrokha byli Parsami, wyznawcami zaratusztrianizmu, którzy przyjechali na Zanzibar z Indii za pracą. W tamtych czasach Sułtanat Zanzibaru znajdował się pod brytyjskim protektoratem. Bomi Bulsara, ojciec muzyka, otrzymał posadę urzędnika w Brytyjskim Urzędzie Kolonialnym. Rodzina Bulsara zamieszkała w Stone Town, jednakże kilkukrotnie się przeprowadzała. Nikt oczywiście nie zapisywał, gdzie pomieszkiwała rodzina zwykłego kolonialnego urzędnika, tym bardziej że większość budynków w Stone Town po prostu nie ma standardowych adresów. Pierwsze dziecko Bomiego i Jer Bulsarów urodziło się natomiast w szpitalu rządowym, a nie w ich mieszkaniu.

Dlatego też poza oficjalnym Domem Mercury’ego miejscowi przewodnicy wskazują jeszcze kilka innych kamienic, w których podobno wychowywał się muzyk. Jednym z nich jest nawet budynek, gdzie dzisiaj mieści się biuro naszego kontrahenta. Podobno. W tym temacie niestety nic nie jest pewne.

Dom Mercury'ego

Wiadomo, że Farrokh mieszkał w Stone Town jedynie przez pierwsze osiem lat swojego życia. Później rodzina wysłała go do Indii, gdzie poszedł do szkoły. W tym okresie zaczęto nazywać go Freddiem. Młodzieniec zaczął też ujawniać talenty muzyczne. W 1963 roku wrócił na Zanzibar i zamieszkał na krótko z rodziną. Na Zanzibarze niedługo po uzyskaniu niepodległości w 1964 roku wybuchła rewolucja, w której z rąk miejscowych zginęło wielu Arabów i Hindusów, dotychczas uprzywilejowanych mieszkańców wyspy. Bulsarowie w obawie o swoje bezpieczeństwo uciekli z Zanzibaru do Anglii.

Atrakcje Zanzibaru, które spodobałyby się Freddiemu – taki tytuł nosi jeden z artykułów poświęconych najciekawszym zakątkom miasta i wyspy. Sęk w tym, że wcale nie jestem pewna, czy odwiedziny na Zanzibarze wyszłyby Mercury’emu na dobre. Chcąc dowiedzieć się więcej na temat jego związków z Zanzibarem trafiam na zupełnie sprzeczne informacje – od przekonania, że po wyjeździe muzyk nigdy na Zanzibar nie wrócił, aż po stwierdzenie, że Freddie chętnie odwiedzał dawnych przyjaciół w Stone Town i zatrzymywał się w apartamencie w Domu Mercury’ego. To drugie pochodzi od hotelarza zarządzającego owym mieszkaniem, które dzisiaj dostępne jest do wynajęcia na wakacje. Cena to jedyne 175 dolarów.

Freddie Mercury, liberalny rockman, narkoman i gej nie pasuje jednak do konserwatywnego Zanzibaru, gdzie do początku XXI wieku stosunki homoseksualne mężczyzn karane były śmiercią. Prawo złagodzono w 2004 roku, dzisiaj aktywnym gejom grozi jedynie dożywocie w więzieniu (co ciekawe, stosunki lesbijskie zagrożone są karą jedynie do pięciu lat pozbawienia wolności). Homoseksualizm to temat zamiatany pod dywan, na ten temat mało kto z miejscowych chce się w ogóle wypowiadać, a jeśli już ktoś zabierze głos, to oczywiście żarliwie zapewnia, że to obrzydliwe. Chociaż dyskretni turyści homoseksualni nie miewają raczej na wyspie problemów, jeśli nie afiszują się ze swoją orientacją seksualną. Ale miejscowi?
– To jest nienaturalne, okropne. Mężczyzna z mężczyzną? Nie, nie, nie! – obrusza się mój przewodnik spytany o stosunek Zanzibarczyków do homoseksualizmu.
– A Freddie Mercury? – podpuszczam. – Przecież też był gejem?
– Nooo… oczywiście nie pochwalam tego, co robił, ale w końcu to Freddie. Wielka gwiazda! Syn Zanzibaru! Jak mam się nim nie chwalić?

Mercury's Bar

No właśnie. Na Freddiem można zarobić trochę grosza, wykorzystując zamiłowanie turystów do szukania śladów sławnych osób. Dlatego konserwatywni Zanzibarczycy przymykają oko na to, co u zwykłego mieszkańca wyspy by nie przeszło. Taka podwójna moralność.

Poza apartamentem do wynajęcia w Domu Mercury’ego znajduje się też sklep z pamiątkami, w którym można zaopatrzyć się w pocztówki i koszulki z podobizną muzyka. Jedna z agencji turystycznych organizuje spacer śladami Freddiego, który tak naprawdę niewiele różni się od zwykłego zwiedzania Stone Town. Zaczyna się on właśnie w Domu Mercury’ego, a kończy obiadem w Mercury’s Bar – barze i restauracji korzystających ze sławy artysty.

Idąc od portu w kierunku plaży, przechodzimy obok Mercury’s Bar. Zachęcam mojego towarzysza Petera, byśmy zajrzeli do środka. Przed nami taras pełen stolików, po prawej bar, na ścianach wiszą zdjęcia Freddiego a w tle gra muzyka Queen.
– Musimy tu przyjść kiedyś na obiad – mówię.
Przychodzimy kilka tygodni później. Słynna knajpka wypełniona jest w jednej trzeciej, a wszyscy odwiedzający to obcokrajowcy skuszeni pewnie tak jak my sławą wokalisty Queen. Wizyta mnie rozczarowuje. Położony zaraz przy hałaśliwym terminalu promowym bar ma bardzo przeciętny widok, brudne stoliki i niezłe, ale niczym niewyróżniające się jedzenie odpowiednio droższe niż posiłki serwowane w innych przybrzeżnych restauracyjkach. Tak naprawdę specjalnie nie zachęca do ponownych odwiedzin. Jedynie obsługa jest naprawdę miła, lecz to akurat standard na Zanzibarze. Nawet muzyka w tle tym razem nie ma nic wspólnego z Queen czy w ogóle z rockiem.

Mercury's Bar

Ślady Freddiego Mercury’ego w Stone Town są, jakie są – niezbyt autentyczne, zorganizowane pod turystów i pokazujące podwójne standardy mieszkańców Zanzibaru. Freddie spędził tu kilka lat swojego dzieciństwa, potem wyjechał, zdobył sławę, zapisał się w pamięci milionów ludzi, zmarł w 1991 roku. Jednak jego duch na pewno nie unosi się nad skądinąd przepięknym Stone Town…

Przewodnik po Zanzibarze
Przewodnik po ZanzibarzeW kwietniu 2018 roku nakładem wydawnictwa Bezdroża, w serii Travelbook, ukazał się przewodnik po Zanzibarze mojego autorstwa. Znajdziecie w nim jeszcze więcej praktycznych informacji dotyczących podróżowania po wyspie i archipelagu, a także opisy tamtejszych atrakcji turystycznych, plaż i zabytków, a także miejsc leżących nieco na uboczu turystycznych szlaków. Dostaniecie namiary na polecane hotele i hostele, agencje turystyczne, centra nurkowe i wiele więcej. Spędziłam nad jego przygotowaniem i napisaniem bardzo dużo czasu, więc myślę, że wybierając się na Zanzibar, warto po niego sięgnąć. Kliknij tutaj i kup :)

Jeśli planujesz wyjazd na Zanzibar, zajrzyj też do wpisu zawierającego przydatne informacje praktyczne!

Lubicie Queen? Chętnie zwiedzacie miasta śladami słynnych osób? Chcielibyście odwiedzić Stone Town?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

28 komentarzy

  1. Dziekuje za artykul ale nie ma w nim nic, co bym nie wiedziala…I dobrze Pani napisala “sladami, ktorych nie ma”…
    Pozdrawiam-wielka fanka Freddiego ;)

  2. karolina pisze:

    O Twoim blogu wiem od dawna z radia (chyba) ale dzis weszlam pierwszy raz i jakze milo mi gdy zobaczylam ze ostatni wpis o Zanzibarze , Freddiego i Queen cenie jako muzykow. Troche przykro sie czyta ze gej i narkoman, ale coz. W duzej mierze prawda. czy odwiedzisz rowniez Indie sladami Freddiego? pewnie byloby wiecej do opowiadania, zyja tam ludzie, nauczyciele, swiadkowie mlodosci Freddiego ktorzy pokazaliby miejsca w ktorych faktycznie mieszkal itp.
    pozdrawiam
    Karolina

    • Ewa pisze:

      Dzięki! :) Nie wiem czemu przykro czyta się o Freddiem, że był gejem i narkomanem skoro nimi był… Nie wartościuję tu tego, zresztą gej to określenie neutralne. Chodzi mi tu o pokazanie kontrastu między wywodzącym się z Zanzibaru muzykiem a przekonaniami większości lokalnego społeczeństwa. Do Indii póki co się nie wybieram, byłam tam osiem lat temu i kraj mocno dał mi w kość (choć piękny), więc na razie mnie tam z powrotem nie ciągnie :) Pozdrowienia!

  3. Kasia Osowska pisze:

    Fajnie sie czytalo :)

  4. Coraz bardziej lubię Twoje wpisy na blogu ;) Szkoda, że będąc na Zanzibarze nie miałem zbytnio okazji zgłębić tematu Farrokh’a :/ Może jeszcze będę miał kiedyś okazję :)

  5. kori pisze:

    Uwielbiam Frediego, ciekawy sposób na biznes – ktoś sławny gdzieś był, urodził się i tak dalej i można na tym zarobić! Śladami sławnych osób nie podróżujemy, ale często jak gdzieś jesteśmy i ktoś sławny gdzieś mieszkał, żył lub urodził się to zaglądamy. Oczywiście też z głową. Np. w Amsterdamie dom/mieszkanie Rembranta to zwykły pokoik w którym niestety nie czuć ducha malarza, a koszt biletu kosmiczny. ..

    • Ewa pisze:

      A to ciekawe! Byłam w Amsterdamie i w ogóle nie słyszałam o tej atrakcji turystycznej. Ale to był tylko weekend, a nawet jeden dzień bo drugi przeznaczony na wizytę w ogrodach Keukenhof. Ale po rekomendacji widzę, ze niewiele straciłam ;)

  6. uwielbiam Twoje biograficzne wpisy!

  7. Jak do tej pory miałam ochotę wybrać się tylko śladami bohaterów książek Camilli Lackberg po Szwecji :) Ale póki co Fjällbacka jeszcze nie pojawiła się w moich planach :) Nie wiem, czy skusiłabym się na tego typu atrakcje, pewnie, warto wiedzieć, że na Zanzibarze urodził się Freddie (gdzieś własnie coś o tym słyszałam, ale nie byłam pewna), ale żeby zaraz chodzić jego śladami? No i ta dwulicowość jednak pokazująca, że dla hajsu na nasze zasady moralne możemy przymknąć oko jest słaba. Ale chętnych na pewno nie brakuje :)

  8. Kamil pisze:

    Trafiłaś w sedno… mało w tym wszystkim autentyczności. Ale zarabiać na czymś trzeba, pełno w tym wszystkim hipokryzji :D Czasami bawi mnie to, że Freddi urodził się właśnie tam :-)

  9. Olo pisze:

    Ah, ta ludzka zaradność, zarobić można na wszystkim! No i ta wygoda, że to co nie wpisuje się w miejscowe obyczaje zamiata się pod dywan… Swoją drogą nigdy nie podróżowałem w sposób “Śladami kogoś”, a brzmi naprawdę ciekawie:)

    • Ewa pisze:

      Ja się wcześniej na Kubie wybrałam na wycieczkę śladami Hemingwaya. W sumie ciekawy pomysł na poznawanie jakiegoś miejsca ;) Polecam!

  10. a mnie podoba się promowanie miasta w ten sposób, może trochę naciągany, ale przynajmniej coś się dzieje, ktoś się stara, komuś zależy. Nikt na siłę nie zmusza do wydawania pieniędzy, chcesz ruszasz śladem Freddiego, nie chcesz siedzisz i sączysz chłodny napój. W Polsce jest wiele miast i miasteczek, którym takiej inicjatywy brakuje. Chętni do zwiedzania na pewno by się znaleźli. Mamy dużo więcej do pokazania niż Kraków, Zakopane czy Wrocław. Pozdrawiam serdecznie.

    • Ewa pisze:

      Nie piętnuję tego, że jest inicjatywa tylko trochę to, że jest ona fałszywa. Nikt nie zmusza, ale jak usłyszysz, że możesz ruszyć śladem Freddiego i chcesz, to ruszasz, a tak naprawdę sprzedaje Ci się iluzję. Więc to bardziej o ten problem chodzi ;)

  11. Marek pisze:

    Fajny wpis i super inspiracja, żeby zwiedzać miasta śladem innych osób, muszę tego spróbować. Co do podwójnych standardów: niestety, tak to działa i myślę, ze nie tylko w przypadku tak kontrowersyjnych artystów, ale i innych znanych osób. Mimo wszystko pojechałbym na Zanzibar i chociaż pooddychał tym powietrzem, co Freddie. Dziękuje i pozdrawiam serdecznie :)

  12. Monika pisze:

    Ja o tym, że Freddie tam się urodził przeczytałam przed samym wyjazdem na Zanzibar. Ale przeczytałam też o kontrowersjach więc specjalnie żadnych śladów nie szukałam.

    • Ewa pisze:

      No właśnie, ja w sumie przed przyjazdem przeczytałam tylko, że się urodził, mieszkał itp. O kontrowersjach przekonałam się na miejscu.

  13. Kasia pisze:

    wow, nawet nie wiedziałam. Teraz moja podróż planowana za rok nabierze większej głębi :)

  14. Marcin pisze:

    Iluzja też może być piękna

  15. Michał pisze:

    Rozumiem Ewę….to nie pierwszy przypadek, gdy sławnych synów czy córki o niebanalnej, czy dla wielu kontrowersyjnej biografii, nagle adoptują lokalne społeczności, nie chcąc wiedzieć lub ignorując ich rzeczywiste życie, prywatne wybory…. Czy np. konserwatywni, na ogół górale, często zarażeni pislamską ideologią, liczący skrzętnie tutki, dopuszczają myśl że właściciel Atmy, nasz wielki kompozytor , H. Szymanowski, był podobnej co Freddy orientacji, wręcz ikona tej orientacji…Jego , jak i Freddiego broni dorobek życia. Podobny przypadek Marii Konopnickiej i Żarnowca, Kalisza, Suwałk, ośrodków związanych z pisarką…czy też Marii Dąbrowskiej….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!